Lech Kaczyński chce w ten sposób uczcić Święto Niepodległości (przed wojną w Belwederze mieszkał Józef Piłsudski). Zaś Radosław Sikorski - ustanowione niedawno przez siebie Święto Służby Zagranicznej RP. - Będzie obchodzone co roku 16 listopada. W dniu, w którym Józef Piłsudski wysłał pierwszą depeszę zagraniczną do przywódców państw świata, informującą o powstaniu Państwa Polskiego – informuje rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Po co? Jak głosi oficjalny komunikat resortu: „w uznaniu osiągnięć ostatniego dwudziestolecia i roli dyplomacji w budowaniu pozycji Polski na arenie międzynarodowej”.
Czyją propozycję – prezydenta, czy ministra - wybrać? Nie ma co dyskutować – atrakcyjniej prezentuje się oferta MSZ. Choćby dlatego, że to pierwsze tego typu wydarzenie organizowane na taką skalę przez resort. W sobotę od 10 do 16 będzie można zobaczyć m.in. słynny gabinet ministra i salonik, z którego korzysta w czasie nieformalnych spotkań. Pierwsze z pomieszczeń, notabene zaskakująco ciasne i – co tu owijać w bawełnę – mało reprezentacyjne swą sławę zawdzięcza tabloidom, które od jakiegoś czasu bardzo chętnie opisują inwestycyjne plany Radosława Sikorskiego piętnując jego rzekomą rozrzutność. Jedna z gazet napisała niedawno, że minister kupił do owego gabinetu tron, inna – że wyda dziesiątki tysięcy złotych na remont ministerialnych łazienek, które miałyby być wyłożone marmurem.
Co do tronu, to nie zostanie on wystawiony na widok publiczny z tej prostej przyczyny, że go nie ma. Podobnie jak luksusowych łazienek, które jednak w przeciwieństwie do królewskiego mebla niedługo mogą się pojawić w MSZ. Bo – jak lubi podkreślać Sikorski – siedziba ministerstwa powinna być „funkcjonalną i estetyczną” wizytówką Polski, a nie taką w „geesowskich klimatach”.