Z treścią tej rozmowy powinni zapoznać się ci wszyscy, którzy dzisiaj skarżą się, że „cholernie ciężko głosować na Platformę”. Jeśli tak, to głosowanie na PiS wymaga heroizmu. Kempa zarzuciła dziennikarzowi, że kiedyś popierał PO, a teraz PJN, wielokrotnie użyła słowa „zdrajcy”, kilka razy chciała zerwać rozmowę, wyraziła podejrzenie, że dziennikarz „otrzymał na nią zlecenie”, nie chciała przyznać, że Kluzik-Rostkowska i Jakubiak zostały z PiS usunięte, a więc zaprzeczała oczywistemu faktowi i poza tym narzekała, że się ją obraża, i nieustannie gloryfikowała postać swojego szefa Jarosława Kaczyńskiego.
Była to stężona dawka arogancji, manii wielkości, insynuacji, sprzeczności logicznych, niespójności wywodu, zaprzeczeń własnych słów sprzed chwili. To kwintesencja języka całej formacji. W całym długim wywiadzie nie padło chociaż jedno istotne zdanie o sprawach państwa, gospodarki, społecznych problemach, nic, co wykraczałoby poza panią poseł i jej wrogów, poza jej partię i zdrajców, którzy ją opuścili.
Beata Kempa nie jest nic nieznaczącym politykiem PiS z trzeciego szeregu. To ważna postać tej partii, niedawno – z nadania prezesa – została (po Przemysławie Gosiewskim) „baronessą” świętokrzyskiego regionu ugrupowania, była zastępcą Ziobry w Ministerstwie Sprawiedliwości, jest członkinią Komitetu Politycznego partii; kariera przed nią. To sam środek PiS: organizacyjny, mentalny, ideologiczny. Warto słuchać Kempy, podobnie jak Anny Fotygi, bo to nie jest folklor, ale główny nurt. Jarosław Kaczyński, który powrócił po krótkim okresie milczenia i rzucił myśl o tym, że demokracja w Polsce jest zagrożona i o „uaktywnieniu służb specjalnych”, to wyżyny kodu PiS, a Kempa czy trzaskający drzwiami w Radiu Zet poseł Błaszczak – to szara rzeczywistość. Ale tym wyraźniej czuć ten zaduch, który ma być, jak należy rozumieć, owym świeżym powietrzem po rządach Platformy.