Wiele wskazuje na to, że nadchodzi kolejny przełom w polskiej polityce po 1989 r. Polityka lubi dychotomie, dlatego dotychczas każda jakościowa zmiana ustanawiała dwie dominujące partie, które toczyły ze sobą główny spór, wypełniający treścią media i umysły wyborców. Wszyscy czują, że obecna konstrukcja się sypie i trzeba będzie zbudować nową. Warto zatem opisać te podziały, konflikty i to, co wyłania się dziś w postaci nowych inicjatyw politycznych i tego, jaki antagonizm może się między nimi na trwałe uformować.
Pierwszy okres po 1989 r. to podział postkomunistyczny, jak to określiła prof. Mirosława Grabowska. Z chaosu pierwszych lat transformacji wyłoniły się dwa obozy: postkomunistyczny i postsolidarnościowy, wymieniające się władzą do czasu afery Rywina w 2001 r. Dominujący spór między politykami i dziennikarzami do tego czasu toczył się wokół kwestii szeroko rozumianej lustracji i dekomunizacji. Przykrywał inne kwestie, które dezawuowano jako tematy zastępcze (takie jak prawo do aborcji czy klerykalizacja państwa).
Nowy podział
Ta wymiana zakończyła się kompromitacją SLD, formowaniem się nowych sił, którym Sojusz oddał władzę w 2005 r. Wyłonił się nowy podział postsolidarnościowy, a wyrazicielami stron zostali Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Obaj, wzorem poprzedniego okresu, mieli początkowo iść razem do władzy we wspólnej koalicji PO-PiS i znowu wymienić się władzą z postkomunistami. Ale to już nie była ta sama rzeczywistość polityczna: SLD nie wydobył się już z marginesu, a nowe partie ustanowiły nową linię konfliktu w krajowej polityce. Ich spór, którym jesteśmy już tak zmęczeni, toczył się o istnienie i wykrycie „układu” rządzącego państwem, który po katastrofie smoleńskiej został płynnie zastąpiony przez „zamach”.