Pislamista, czyli Arab wyborczy
Polacy o uchodźcach: między solidarnością a strachem
„Kiedy zorientowałem się, że jestem symbolem Polski, wpadłem w depresję”. To słowa orła białego leżącego na kozetce u psychiatry, na satyrycznym rysunku Andrzeja Mleczki. Kryzys z uchodźcami nadał mu nową treść. Do Polski fala uciekinierów z Syrii nie dotarła jeszcze fizycznie, ale dotarła symbolicznie i politycznie. Uchodźców ani migrantów ekonomicznych ze świata muzułmańskiego jeszcze u nas nie ma (i nie wiadomo, czy i kiedy będą), ale już gwałcą, bezczeszczą świątynie, palą nasze przedmieścia, wprowadzają szariat, atakują polskość. Ci urojeni Arabowie („pislamiści”?) – dowodzeni przez Jarosława Kaczyńskiego – mają wygrać wybory dla PiS. Czy my naprawdę popadamy w jakiś zbiorowy obłęd?
Kryzys uchodźczy w Europie jest jak zwierciadło, w którym narody mogą zobaczyć swoją twarz, rozpoznać swój charakter, dowiedzieć się, kim są i jakie wyznają wartości. Ujrzeliśmy niechęć Czechów, Węgrów, Słowaków. Widzieliśmy węgierską kamerzystkę podstawiającą nogę Syryjczykowi z synem na rękach. Zobaczyliśmy też dwie twarze Polski. Zafrasowaną, przejętą, współczującą. I drugą, wykrzywioną grymasem niechęci, pogardy, jeśli nie nienawiści. Podczas meczów piłkarskich, gromadzących tzw. patriotyczną młodzież, wywieszano wulgarne rasistowskie transparenty, których treści nie godzi się przytaczać. W internecie wysyłano uchodźców do gazu. „Gazeta Wyborcza”, która musiała zamknąć fora dyskusyjne pod artykułami o uchodźcach, pisała, że ujawnionymi autorami nienawistnych wpisów są często „zwykli Polacy, szczęśliwi rodzice, spełnieni w pracy”.
Premier Kopacz podczas debaty sejmowej zadeklarowała, że Polska nie będzie „czarną owcą” w Europie, poczuwa się do solidarności z innymi państwami europejskimi, że nie wypisze się z Europy moralnie i włączy się – na miarę możliwości – do pomocy uchodźcom.