Rafał Woś: – Najpierw odszedł Ryszard Bugaj, potem zbuntowała się Jadwiga Staniszkis. Podobno pan też chce trzasnąć drzwiami i wypisać się z drużyny intelektualistów, którzy wsparli „dobrą zmianę”.
Antoni Kamiński: – Każda z wymienionych osób wsparła PiS trochę inaczej. Staniszkis – jak to ona – zaangażowała się na całego. Bugaja nęciły projekty socjalne. Nie jestem w żadnej drużynie. Intelektualistą też się nie czuję.
A pan jak wsparł?
Ja zakładałem, że PiS trochę zmądrzało. Jestem badaczem instytucji. I wiem, że w każdej organizacji zachodzą naturalne procesy uczenia się. Liczyłem, że w PiS też. Nie wykluczam, że się przeliczyłem.
A czego się pan właściwie spodziewał, wchodząc w 2013 r. do gabinetu cieni prof. Piotra Glińskiego?
Przy pierwszej rozmowie powiedziałem prof. Glińskiemu, że nie jestem zainteresowany funkcją rządową. Mogę tam poprzeć pewne idee. Podobnie było z uczestnictwem w organizowanych przez PiS przed wyborami konferencjach Polska Wielki Projekt. Zresztą z ludźmi, którzy w nich uczestniczyli, ja się, ogólnie rzecz biorąc, zgadzałem.
Jakie idee tak pana urzekły?
Wzmocnienie państwa. Ja od kilkudziesięciu lat za tym lobbuję. Bez skutku.
No, ale przecież PiS mówi, że właśnie wzmacnia.
Odkąd PiS wzięło władzę, zajmuje się głównie wzmacnianiem ręcznego sterowania państwem. To jest jednak coś zupełnie innego niż wzmacnianie instytucji państwa. Zwłaszcza w kraju takim jak Polska, gdzie państwo jest w stanie permanentnej reorganizacji, zmiany wprowadza się zrywami i prawie nigdy nie jest to poprzedzone solidnymi badaniami. Po wprowadzeniu zaś zmian nie prowadzi się ewaluacji ich efektów oraz korekty błędów.