Czy Macierewicz, zatrzymując Misiewicza w MON, pokazuje prezesowi PiS gest Kozakiewicza?
„Jeżeli pan minister uznał, że na tym odcinku Bartłomiej Misiewicz spełni się doskonale i ma umiejętności i kwalifikacje ku temu, że sprosta zadaniom odkłamywania rzeczywistości, to ja się z tego cieszę” – mówiła Beata Mazurek, kiedy okazało się, że Bartłomiej Misiewicz po zawieszeniu na stanowisku rzecznika MON został ponownie zatrudniony w resorcie obrony. Tym razem w gabinecie politycznym, gdzie ma zająć się analizą dezinformacji medialnych wymierzonych bezpieczeństwo państwa.
– Czy to oznacza, że Antoni Macierewicz pokazał figę albo gest Kozakiewicza prezesowi Kaczyńskiemu, który mówił o „nieszczęsnym Misiewiczu”? Kto kim kręci w PiS teraz? I czy prezes kontroluje sytuację w partii? – pytał swoich rozmówców – prof. Wiesława Władykę, Tomasza Lisa i Tomasza Wołka – Jacek Żakowski.
Zdaniem Tomasza Wołka należy sięgnąć do historii Antoniego Macierewicza, który „dokądkolwiek trafiał, to tę strukturę rozwalał albo z hukiem wychodził”. Dotyczyło to Komitetu Obrony Robotników, wewnętrznych wojen prowadzonych w ZChN czy Towarzystwie Kursów Naukowych.
– Ale czy to znaczy, że Kaczyński podzieli za chwilę los Wiesława Chrzanowskiego [prezesa ZChN – przyp. red.]? Zostanie brutalnie zaatakowany jako szef? – dopytywał Żakowski. Według dziennikarza POLITYKI Macierewicz upokorzył prezesa – i po raz pierwszy ktoś się na to poważył.
– Nie sądzę, żeby ostatnie wydarzenia były otwartym wypowiedzeniem posłuszeństwa Kaczyńskiemu. On ma odrębną, nieporównywalną z nikim pozycję w PiS. Macierewicz jest kapłanem religii smoleńskiej, do której Kaczyński przykłada ogromną wagę, więc cieszy się o wiele większą swobodą niż inni członkowie PiS – sądzi Wołek.