Beata Szydło na marszałka Sejmu, Jarosław Kaczyński premierem, Mateusz Morawiecki do dymisji – albo na premiera. Takie i inne plotki rekonstrukcyjne (z Elżbietą Rafalską, Antonim Macierewiczem i Konstantym Radziwiłłem w rolach głównych) przetoczyły się przez media w maju i na początku czerwca, po czym ucichły. Spekulacje były wypadkową kryzysu sondażowego po blamażu z Donaldem Tuskiem w Brukseli, osobistych planów i marzeń polityków obozu władzy oraz nadchodzącego kongresu PiS. Ale w sondażach – za sprawą osłabienia PO – się poprawiło, a Kaczyński zasygnalizował współpracownikom, że trzęsienia ziemi nie będzie.
Nawet Macierewicz, przeczołgany przez partyjną komisję ds. Bartłomieja Misiewicza, podobno się zmienił. – Zaczął się do nas odzywać normalnie, a nie z ostentacyjnym szacunkiem maskującym drwinę – wyjaśnia jeden z ministrów.
Dlatego rekonstrukcja przy okazji zjazdu partii 1 lipca będzie kosmetyczna – jeśli oczywiście któryś z czołowych rządowych zawodników nie wywróci się na ostatniej prostej. – Zmieni się od zera do trzech ministrów, Szydło zostaje. Na razie – przewiduje polityk bliski prezesowi PiS. Nazwisk nie zdradza, zresztą takie decyzje mogą zapaść jeszcze nawet na kilka dni przed kongresem.
Lojaliści, koalicjanci, single
Mówi się czasem, że Kaczyński może podjąć każdą decyzję, ale nie może podjąć wszystkich decyzji. A jeśli wstrzymał się z rewolucją w rządzie, to musi brać pod uwagę układ sił, który w nim powstał. To zaś sprzyja zachowaniu status quo.