Jarosław Kaczyński rząd zrecenzował, Mateusz Morawiecki przedstawił jego plany, premier przypadła rola słuchacza. – Delegatom to nie przeszkadzało, a media oceniły kongres jako nasz sukces – mówi sceptyczny wobec Szydło polityk bliski Kaczyńskiego.
Działacze bliżsi premier też odnotowali zmianę tonu. – Miałem poczucie, że coś drgnęło w hierarchii na górze, i niezbyt mi się to podobało – mówi jeden z posłów.
Prezes wyraźnie wziął stronę wicepremiera w jego niekończącej się rywalizacji z szefową gabinetu: „jest potrzeba pełnego wyklarowania kierownictwa ekonomicznego rządu. Trzeba odróżnić ogólne przywództwo polityczne, bo to jest oczywiście premier, od kierownictwa ekonomicznego, które wymaga innych kwalifikacji. Ten proces, który przebiegał z kłopotami, nie jest zakończony. Bardzo bym chciał, żeby się zakończył. Nam jest to potrzebne, żeby zrealizować wielkie zamysły tej Polski zamożnej, Polski nowoczesnej. I dlatego o to serdecznie proszę” – powiedział Kaczyński w Przysusze.
Uważni słuchacze mieli prawo do déjà vu, bo szef PiS nieraz napominał Szydło, by przekazała władzę nad gospodarką Morawieckiemu. Przed 1 lipca wydawało się, że wszystkie narzędzia już dostał; rządzi dwoma Ministerstwami (Rozwoju i Finansów) i kieruje powołanym w zeszłym roku Komitetem Ekonomicznym Rady Ministrów.
Szydło jest zbyt doświadczonym politykiem, by otwarcie przeciwstawić się Kaczyńskiemu, gdy ten chce wzmocnić Morawieckiego. Umie jednak działać po cichu. Kiedyś zwlekała z przyjęciem planu zrównoważonego rozwoju, dziś otoczenie wicepremiera skarży się, że w rządzie spowalniane są projekty ustaw wychodzące z Ministerstwa Rozwoju lub Finansów. Chodzi m.in. o tzw. konstytucję dla biznesu, ustawy mające uszczelnić system podatkowy czy projekt dotyczący Pracowniczych Programów Kapitałowych.