Kraj

Morawiecki w rękawie Kaczyńskiego

Cuda polskiego ministra finansów

W wizji Morawieckiego „kręgosłupem Polski wschodniej” ma być Via Carpatia, „bijącym sercem komunikacji” centralny Port Lotniczy. W wizji Morawieckiego „kręgosłupem Polski wschodniej” ma być Via Carpatia, „bijącym sercem komunikacji” centralny Port Lotniczy. Igor Morski / Polityka
Jest w zasadzie pewne, że jesienią dojdzie do rekonstrukcji rządu, ale czy zmiany sięgną fotela premiera, tego nie wiadomo. Ostatni kongres PiS można wszakże odczytać jako test, czy z obozu władzy da się wyłączyć Beatę Szydło.
Awans Morawieckiego oznaczałby przestawienie akcentu z polityki społecznej na modernizację.Tomasz Adamowicz/Forum Awans Morawieckiego oznaczałby przestawienie akcentu z polityki społecznej na modernizację.
Szydło jest zbyt doświadczonym politykiem, by otwarcie przeciwstawić się Kaczyńskiemu, gdy ten chce wzmocnić Morawieckiego.Grazyna Myslinska/Forum Szydło jest zbyt doświadczonym politykiem, by otwarcie przeciwstawić się Kaczyńskiemu, gdy ten chce wzmocnić Morawieckiego.

Artykuł w wersji audio

Jarosław Kaczyński rząd zrecenzował, Mateusz Morawiecki przedstawił jego plany, premier przypadła rola słuchacza. – Delegatom to nie przeszkadzało, a media oceniły kongres jako nasz sukces – mówi sceptyczny wobec Szydło polityk bliski Kaczyńskiego.

Działacze bliżsi premier też odnotowali zmianę tonu. – Miałem poczucie, że coś drgnęło w hierarchii na górze, i niezbyt mi się to podobało – mówi jeden z posłów.

Prezes wyraźnie wziął stronę wicepremiera w jego niekończącej się rywalizacji z szefową gabinetu: „jest potrzeba pełnego wyklarowania kierownictwa ekonomicznego rządu. Trzeba odróżnić ogólne przywództwo polityczne, bo to jest oczywiście premier, od kierownictwa ekonomicznego, które wymaga innych kwalifikacji. Ten proces, który przebiegał z kłopotami, nie jest zakończony. Bardzo bym chciał, żeby się zakończył. Nam jest to potrzebne, żeby zrealizować wielkie zamysły tej Polski zamożnej, Polski nowoczesnej. I dlatego o to serdecznie proszę” – powiedział Kaczyński w Przysusze.

Uważni słuchacze mieli prawo do déjà vu, bo szef PiS nieraz napominał Szydło, by przekazała władzę nad gospodarką Morawieckiemu. Przed 1 lipca wydawało się, że wszystkie narzędzia już dostał; rządzi dwoma Ministerstwami (Rozwoju i Finansów) i kieruje powołanym w zeszłym roku Komitetem Ekonomicznym Rady Ministrów.

Szydło jest zbyt doświadczonym politykiem, by otwarcie przeciwstawić się Kaczyńskiemu, gdy ten chce wzmocnić Morawieckiego. Umie jednak działać po cichu. Kiedyś zwlekała z przyjęciem planu zrównoważonego rozwoju, dziś otoczenie wicepremiera skarży się, że w rządzie spowalniane są projekty ustaw wychodzące z Ministerstwa Rozwoju lub Finansów. Chodzi m.in. o tzw. konstytucję dla biznesu, ustawy mające uszczelnić system podatkowy czy projekt dotyczący Pracowniczych Programów Kapitałowych.

Do tych projektów można się przyczepić merytorycznie, ale jeśli przeszkody napotyka każdy z nich, to nie jest już przypadek, tylko polityka – twierdzi wiceminister zorientowany w pracach rządu.

Kaczyński, jak się zdaje, ma dość tej obstrukcji. Szydło w odróżnieniu od Morawieckiego nie weszła w skład zespołu programowego przygotowującego kongres. Na zjeździe najbardziej zaś dostało się bliskiemu jej ministrowi infrastruktury Andrzejowi Adamczykowi, któremu Kaczyński wyznaczył listopad jako ostateczny termin na poprawę realizacji programu Mieszkanie plus.

Z kolei wsparcie dla wicepremiera było nie tylko werbalne; gdy skończył godzinne przemówienie, prezes zainicjował owację na stojąco. Politycy PiS czujnie wychwytują takie sygnały: Morawiecki idzie w górę kosztem Szydło.

Premier, choć wciąż popularna w sondażach, ma gorszy okres w relacjach z Nowogrodzką. Kaczyński nie ma złudzeń co do jej kompetencji ekonomicznych, a krytyka kilku ministrów wskazywałaby na to, że także panowanie Szydło nad rządem zdaniem prezesa pozostawia wiele do życzenia. Premier ma przeciwników w obozie władzy. Starają się ją osłabić ważni politycy PiS, którzy obawiają się, że jeśli nie zostanie odwołana w tym roku – ostatnim bez kampanii wyborczej – to przetrwa całą kadencję i stanie się dla nich konkurencją. Część rządzących lęka się też sojuszu Szydło ze sprawnym politycznie Zbigniewem Ziobrą.

To wszystko nie oznacza jeszcze, że Kaczyński zastąpi Szydło Morawieckim, ale to scenariusz, którego nie można wykluczyć. – Nie ma ludzi niezastąpionych. To znaczy jest jeden człowiek, ale nie jest nim pani premier – kpił w Przysusze rozmówca POLITYKI.

Napięcie przy uchu prezesa

Warto się zastanowić, jak ewoluował Morawiecki jako polityk. Osoby mające regularny kontakt z wicepremierem zaskakująco często przyznają, że tak naprawdę niewiele o nim wiedzą. Przewija się przymiotnik „nieprzenikniony”. Miał być twarzą umiarkowanego PiS i wciąż bywa tak postrzegany, choć w pełnej ideologii retoryce nie odstaje od Kaczyńskiego. Bez problemu daje twarz zjazdowi Klubów Gazety Polskiej, które skupiają najbardziej radykalnych wyborców PiS, wcześniej został ogłoszony człowiekiem roku „Gazety Polskiej”.

W ciągu minionego półtora roku to raczej Morawiecki się „spisił”, niż PiS „zmorawiecyzował”. Nie chodzi tylko o zwyczajowe pochlebstwa pod adresem prezesa, choć i te są Morawieckiemu nieobce. „Przemawianie po Jarosławie Kaczyńskim to gorzej, niż gonić karuzele vatowskie, bo tam gonisz, gonisz i łapiemy, a tutaj gonisz, gonisz i nie ma szans dogonić” – zaczął wystąpienie w Przysusze.

Sprawnie posługuje się językiem Kaczyńskiego – na kongresie był „imposybilizm”, był „rozwój polaryzacyjno-dyfuzyjny”, był atak na III RP. „Jak myślę o III RP, to często przychodzą mi do głowy różne epitety. Jedno jest pewne, że krzywda nad losem prostego człowieka i śmiech nad tą krzywdą była cechą charakterystyczną. Nie startujemy z punktu zero, tylko z kulą przytroczoną do nogi. Musimy radzić sobie z wieloma problemami, które odziedziczyliśmy po poprzednikach” – mówił. Ciekawe uwagi w ustach człowieka, który w tej okropnej III RP sam był elitą elit: prezesem banku, milionerem i przez dwa lata drugiej kadencji PO-PSL członkiem kilkunastoosobowej rady gospodarczej przy Donaldzie Tusku.

Do rządu PiS wchodził z etykietką bankstera i liberała, choć w tej ekipie nie do końca było wiadomo, co to znaczy. Budził nieufność części PiS – zwłaszcza tej związanej z senatorem od SKOK i tygodnika „wSieci” Grzegorzem Biereckim – i relatywną ufność biznesu. Przede wszystkim ufał mu sam Kaczyński, ujęty faktem, że Morawiecki posłuchał jego rady i odrzucił ministerialną propozycję u schyłku rządów Tuska.

Wicepremier stara się budować pozycję w partii. Ma niezłe relacje z Joachimem Brudzińskim i Adamem Lipińskim, zabiega także o szeregowych posłów. – Pamiętam posiedzenie klubu pod Warszawą. 1 w nocy, impreza dogorywa, a Morawiecki cierpliwie słucha tyrady jakiegoś posła – wspomina nasz rozmówca. – Sztywniak, ale sympatyczny – recenzuje Morawieckiego posłanka PiS.

W Przysusze wicepremier znów pokłonił się partyjnym dołom. „Osiągnięcia nie byłyby możliwe bez wsparcia społeczeństwa i starań członków PiS, którzy w swoich okręgach wyborczych w powiatach i gminach tłumaczą nowy model gospodarczy” – powiedział. Co charakterystyczne, w przemówieniu Morawieckiego nie było Szydło, nawet we fragmentach o państwie solidarnym i 500 plus.

Napięcie między wicepremierem a premier wynika nie tylko z rywalizacji o władzę, o ucho prezesa czy o spółki. Szydło to twarz socjalnej polityki rządu, Morawiecki – inwestycyjnej. Szydło (i bliska jej minister rodziny Elżbieta Rafalska) jest bardziej prozwiązkowa, Morawiecki (i bliski mu Jarosław Gowin) – bardziej liberalny gospodarczo. Gdy minister infrastruktury wojuje z Uberem w obronie taksówkarzy, Ministerstwo Rozwoju go broni.

Jest wreszcie rywalizacja z Ziobrą, o której legendy opowiadają nawet urzędnicy. – Moim głównym zadaniem jest pisanie uwag do projektów Ziobry – śmieje się pracownik jednego z resortów Morawieckiego. Panowie są niemal rówieśnikami (dzielą ich dwa lata) i mają ambicję pozostać w polityce długo po odejściu Kaczyńskiego; konflikt jest więc nieunikniony.

Wicepremier buduje serce i kręgosłup

Tusk mawiał, że jak ktoś ma wizje, to powinien iść do lekarza. Najwyraźniej nie jest to powiedzenie bliskie Morawieckiemu. W Przysusze pokazał, co to znaczy mieć plany o horyzoncie tak odległym, że w gruncie rzeczy nieweryfikowalne.

„Kręgosłupem Polski wschodniej” ma być Via Carpatia; Morawiecki obiecał, że „przystąpimy do jej budowania”, tak by powstał „nowy szlak bursztynowy” od Białegostoku przez Siemiatycze, Radzyń Podlaski, Lubartów do Lublina i potem na południe na Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię do Grecji. Rząd zapewnia, że polski fragment drogi ma być gotowy w 2025 r.

„Bijącym sercem komunikacji” ma być Centralny Port Lotniczy, porównany przez Morawieckiego do budowy Gdyni w latach 20. XX w. W tym roku mamy poznać jego lokalizację, innych konkretów brak. Analizy ekspertów mówią o kosztach od 20 do 35 mld zł, termin realizacji – nieznany. „Chcemy współpracować z dużymi wykonawcami tego typu projektów. Być może amerykańskimi, być może chińskimi, ale również zachodnioeuropejskimi. I z udziałem naszych wykonawców” – tłumaczył Morawiecki.

W Przysusze obiecywał też koleje dużych prędkości, mimochodem wspominając nawet o pociągach próżniowych, które – jak już powstaną – mają się poruszać z prędkością rzędu 1 tys. km na godzinę.

Wicepremier zadeklarował powstanie 5 tys. ścieżek rowerowych, które mają tworzyć szlaki – Zamków Piastowskich, Pierwszej Kompanii Kadrowej czy wzdłuż Wisły – od jej źródeł do Bałtyku.

Morawiecki zapowiedział też budowę 8–10 mostów na największych rzekach – wymienił m.in. miejsce między Kazimierzem Dolnym i Janowcem czy brak mostu na 75-kilometrowym odcinku Wisły od Góry Kalwarii do Dęblina. Co ciekawe, nie wspomniał o wielkich i nieprzyjaznych środowisku projektach regulacji rzek wychodzących z Ministerstwa Gospodarki Morskiej. Wicepremier natomiast podobno zapomniał o planie odbudowy zamków kazimierzowskich, o czym powiedział skrótowo – jako planie Morawieckiego – chwilę wcześniej szef PiS.

Wspólnym mianownikiem tych wszystkich obietnic jest termin realizacji wykraczający poza tę, a nawet następną kadencję. Jedną z nielicznych szybszych obietnic była internetyzacja, która ma przebiegać pod hasłem „100 megabitów na stulecie niepodległości”. Ma to polegać na doprowadzeniu internetu do wszystkich szkół, ale nawet tak rozumiana inwestycja zdaniem ekspertów nie skończy się przed 2020 r.

Pieniądze na te wszystkie inwestycje mają pochodzić m.in. z uszczelnienia systemu podatkowego – Morawiecki wyliczył, że na oszustwach VAT za rządów PO-PSL budżet stracił 220 mld zł.

Wizje przyszłości podlane były patriotyczną retoryką: „Polska własność, wielkie inwestycje są po to, żeby przedsiębiorcy i obywatele mogli być z Polski dumni. Osiągnęliśmy Polskę solidarną. Polska to kraj, który dba o swoich ludzi tak, jak przez 28 lat wcześniej nikt nie dbał: o rodziny, o pacjentów, wszystkich, którzy wymagają wsparcia, ale też o zwykłego człowieka, zwykłe polskie rodziny” – mówił Morawiecki.

„Chcemy, aby każda polska rodzina mogła zaplanować swoje życie w promieniu 30–40 km od miejsca urodzenia” – dodał, podkreślając znaczenie mniejszych ośrodków, a zarazem doceniając elektorat PiS.

Przeciwstawił kapitalizm „nomenklaturowy”, budowany jakoby przez poprzedników, kapitalizmowi „republikańskiemu”, mówił o „nowej, suwerennej polityce gospodarczej” i „Polsce równych szans”.

Ryzykowny awans

Morawiecki wciąż ma potencjał. W badaniu CBOS nad zaufaniem do polityków jest na piątym miejscu z wynikiem 41 proc. (za Szydło, której ufa 56 proc. Polaków). Budzi jednak mniejszą nieufność (15 proc. w porównaniu z 32 proc. premier) i stopniowo poprawia swoje wyniki. Od marca zaufanie do niego rośnie, a nieufność maleje. Morawiecki ma spory kapitał wśród wyborców o poglądach centrowych i lewicowych; w centrum budzi zaufanie częściej niż Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru. To wyraźna wizerunkowa przewaga Morawieckiego nad Kaczyńskim, drugim potencjalnym zmiennikiem Szydło; przed wyborczym sezonem PiS lubi maszerować do centrum.

Wicepremierowi pomagają informacje o wysokim wzroście gospodarczym. Jest twarzą rządu w relacjach z biznesem i inwestorami. Jego awans oznaczałby przestawienie akcentu z polityki społecznej na modernizację. Może to być kuszące dla Kaczyńskiego, bo w budżecie będzie coraz mniej pieniędzy na nowe programy socjalne.

Zmiana premiera umożliwiłaby przebudowę gabinetu. Kaczyński mógłby pozbyć się ministrów będących obciążeniem dla rządu, ale ważnych dla partii, wyborców lub sojuszników politycznych. To Jan Szyszko, Krzysztof Jurgiel, a przede wszystkim Antoni Macierewicz. Ich dymisje można byłoby wytłumaczyć chęcią stworzenia rządu eksperckiego lub zmianą pokoleniową. Konsekwencją awansu Morawieckiego byłaby konieczność dociążenia części społecznej rządu – odpowiedzialna za 500 plus Rafalska mogłaby zostać wicepremierem.

Kaczyński utrzymałby kontrolę nad gabinetem. Rekonstrukcja utwierdziłaby jego dominację, bo to on zdecydowałby o dymisjach i nominacjach. Kilku bliskich prezesowi polityków zachowałoby teki, zapewniając mu wiedzę o planach gabinetu. Co kluczowe, nowy premier byłby od niego tak samo zależny jak Szydło. Morawiecki jest w PiS od niedawna, nie jest nawet posłem.

Zmiana premiera oczywiście nie jest przesądzona. Jeśli Szydło ustąpi Kaczyńskiemu i przestanie blokować wicepremiera, może ocaleć, zwłaszcza jeżeli PiS utrzyma wysoką przewagę nad opozycją. Awans Morawieckiego wiązałby się też z ryzykiem wzmocnienia środowiska spoza jądra PiS – Polski Razem Gowina. Nie byłoby entuzjazmu w części pisowskich mediów. Również Morawiecki by ryzykował – jako premier musiałby wziąć odpowiedzialność za trudne politycznie dziedziny, jak ochrona zdrowia czy górnictwo. Wcale nie jest powiedziane, że chciałby awansować już w tej kadencji.

W każdym razie po kongresie nie zwolnił tempa. 3 lipca był w Gdyni na „symbolicznym wbiciu łopaty” pod budowę mieszkań na osiedlu Kacze Buki w ramach Mieszkania plus; ministra Adamczyka tam zabrakło. 6 lipca wicepremier był najwyższym rangą przedstawicielem rządu na rozmowach z Donaldem Trumpem. 7 lipca w Budapeszcie informował, że Lot otworzy połączenie ze stolicy Węgier do Nowego Jorku i Chicago.

Wielu z nas odebrało przemowę Morawieckiego jako zgłoszenie gotowości do wzięcia teki premiera. Dla mnie to droga na skróty – mówi poseł PiS. – Erhard został kanclerzem Niemiec, będąc ojcem cudu gospodarczego w rządzie Adenauera. Jeśli Morawiecki zrobi coś podobnego, nie będzie musiał o nic zabiegać, to my będziemy zabiegać o niego. To jeszcze zdecydowanie nie ten etap – dodaje ten sam rozmówca.

Kaczyński nie będzie się spieszył z decyzją. Rekonstrukcja planowana jest na listopad i do tego czasu prezes PiS zachowa możliwość manewru. Trwa kolejny test Kaczyńskiego.

Polityka 28.2017 (3118) z dnia 11.07.2017; Temat tygodnia; s. 15
Oryginalny tytuł tekstu: "Morawiecki w rękawie Kaczyńskiego"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną