Wybory samorządowe pokazały, że przewaga PiS nieco się zmniejszyła, ale widać, że opozycja, aby wygrać, nie obejdzie się bez dopalacza. Jest na to sposób: sojusz wyborczy „trzecich sił”, czyli PSL i SLD. Czy Władysław Kosiniak-Kamysz i Włodzimierz Czarzasty się na to zdecydują?
Tym, co najbardziej dotąd ożywiało dyskusje w obozie opozycji, była kwestia jedności. Ścierały się dwa stanowiska. Pierwsze zakładało, że tylko wielka lista antyPiSu stwarza możliwość przerwania „dobrej zmiany”. Za czym przemawia również ordynacja wyborcza – zwłaszcza osławiona formuła d’Hondta – mocno premiująca duże ugrupowania.
Antagoniści jednak dowodzili, że korzyści ze zjednoczenia będą pozorne. Spore grupy wyborców nie mieszczą się bowiem w gorsecie wojny PO z PiS.
Polityka
44.2018
(3184) z dnia 29.10.2018;
Polityka;
s. 21
Oryginalny tytuł tekstu: "Trzeci do pary"
Rafał Kalukin
Ze znawstwem tłumaczy mechanizmy rządzące sceną polityczną, często wraca do najnowszej historii, szuka analogii, niebanalnych porównań. Sam o sobie mówi, że jest „niedokończonym psychologiem z Gdańska”, ponieważ na piątym roku przerwał studia na Uniwersytecie Gdańskim. Pisał do „Gazety Wyborczej” i „Newsweeka”.