Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Co położyć na kopercie, czyli jak przykryć 50 tysięcy

Jarosław Kaczyński Jarosław Kaczyński Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Jarosław Kaczyński konsekwentnie milczy na temat sensacyjnych zeznań Geralda Birgfellnera, który powiedział w prokuraturze, że prezes żądał od niego pieniędzy.

Sprawę, powołując się na złożone w prokuraturze zeznania, opisuje „Gazeta Wyborcza”. Według Geralda Birgfellnera Jarosław Kaczyński nakłonił go do wręczenia mu 50 tys. zł, które miały trafić do ks. Rafała Sawicza z rady Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego.

Prezes PiS miał mu powiedzieć, że bez tych pieniędzy ksiądz nie podpisze uchwały, która była niezbędna do rozpoczęcia przygotowań do inwestycji przy ul. Srebrnej. Austriak uzgodnioną sumę przekazał w kopercie, która trafiła do rąk Kaczyńskiego. Nie wiadomo jednak, czy przekazał ją ks. Sawiczowi, bo ten zapadł się pod ziemię. Nie wiadomo, gdzie przebywa, w rodzimej archidiecezji gdańskiej nikt nie wie, co się z nim dzieje. Rok temu miał porzucić stan duchowny. Gorzej, że nikt nie wie, co o sprawie sądzą prezes Kaczyński i politycy PiS – wszyscy nabrali wody w usta.

Czytaj także: Czy afera taśmowa zachwieje poparciem dla PiS

PiS próbuje zminimalizować straty warunkowe

Taka postawa nie powinna dziwić, to klasyczne piarowe zagranie. Jego celem ma być jak najszybsze wyciszenie sprawy, a tym samym zminimalizowanie strat wizerunkowych, które mogą doprowadzić do spadku poparcia dla PiS, czego prezes obawia się najbardziej. Zabieranie głosu jeszcze dziś, nie mówiąc o składaniu zeznań przed prokuratorem, byłoby tylko dolewaniem oliwy do ognia, dodawaniem kolejnych argumentów opozycji i mediom. Każde oświadczenie – słowne, pisemne, wydane przez samego prezesa czy kogokolwiek z PiS – byłoby analizowane zdanie po zdaniu, przecinek po przecinku.

Reklama