Na tle nieszczęsnego kryzysu w stosunkach polsko-izraelskich bardzo zaktywizowali się rodzimi antysemici, których zapał najbardziej widać w internecie, choć nie tylko. Podobnie w Izraelu w tych dniach daje się słyszeć więcej niż zwykle nieprzyjemnych wypowiedzi o Polsce i Polakach. Warto więc postawić sobie pytanie, czy sprawę stosunków między oboma narodami można postawić na gruncie wspólnej i solidarnej walki z dwoma symetrycznymi zjawiskami: antysemityzmu i antypolonizmu?
Antysemityzm i antypolonizm to nie są zjawiska symetryczne
Polskie władze, podobnie jak większość Polaków, bardzo życzyłyby sobie takiego postawienia sprawy. Niestety, tego życzenia spełnić się nie da. Nie tylko bowiem symetryzm ów jest naiwnie upraszczający, lecz w dodatku postrzegany jest przez Żydów jako zakamuflowany antysemityzm i całkowicie przez nich odrzucany. Przykro mi, lecz mimo że większość Żydów nie lubi Polaków (jeśli już w ogóle o nich myśli), elity żydowskie są jak najdalsze od traktowania tego problemu na równi z polskim antysemityzmem.
Powody takiej postawy są co najmniej dwojakie. Po pierwsze, elity odpowiedzialne za kształtowanie publicznego dyskursu w Izraelu czy w USA są głęboko przekonane o reaktywnym charakterze antypolonizmu, to znaczy uważają go za dość oczywistą reakcję na polski antysemityzm. Po drugie zaś, gdy Polacy mówią o żydowskim antypolonizmie i podkreślają potrzebę symetrycznego traktowania obu idiosynkrazji, to zdaniem Żydów dokonują poważnego nadużycia. Polega ono na zrównywaniu skali obu zjawisk, na pomijaniu reaktywnego charakteru żydowskiej niechęci do Polaków, a ponadto – i to jest chyba najważniejsze – na swoistym szantażu moralnym.