Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

PiS uznał, że na razie warto pomachać unijną chorągiewką

Premier Mateusz Morawiecki Premier Mateusz Morawiecki Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
Nagłe wzmożenie prounijne w wystąpieniach liderów obecnej władzy, od prezydenta przez premiera Morawieckiego po prezesa Kaczyńskiego, nie rozwiewa niepokoju przed polexitem.

„UE to my” – to cytat z wtorkowego orędzia prezydenta Andrzeja Dudy. Któż by się z nim nie zgodził, że 15 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej jest naszym wspólnym sukcesem, ponad podziałami partyjno-politycznymi? Któż by się nie zgodził, że każdy, kto wzbudza niepokój co do naszego dalszego członkostwa w Unii, działa wbrew interesom narodu? Problem polega na tym, że w powszechnym odbiorze działania obecnej władzy mogą wzbudzać ten niepokój.

Czytaj też: Wiosenne roszady polityczne

Prounijne wzmożenie PiS

Dlatego nagłe wzmożenie prounijne w wystąpieniach liderów obecnej władzy, od prezydenta przez premiera Mateusza Morawieckiego po prezesa Jarosława Kaczyńskiego, niepokoju przed polexitem nie rozwiewa. Zwłaszcza że to wzmożenie wpisuje się w przekaz sił eurosceptycznych lub wręcz antyeuropejskich. Przecież to z ich liderami spotyka się ostatnio prezes Kaczyński.

Mantrą tego frontu odmowy dla obecnego kształtu Unii jest jej „odnowa” i zwarcie szeregów populistów i nacjonalistów w obronie „cywilizacji” wyrosłej z chrześcijaństwa. Jarosław Kaczyński, wspierając kandydatury Beaty Szydło i Ryszarda Legutki podczas wizyty w Małopolsce, ogłosił, że PiS chce być „tamą przeciwko złu, które narasta w UE” i zagraża tej cywilizacji.

Podkreślił, że misją reprezentacji jego ugrupowania w Parlamencie Europejskim będzie „obrona tej cywilizacji i polskich interesów”, tak jakby wciąż ignorował zasadniczą ideę europejską, czyli dążenie do szukania zdrowej równowagi między interesami narodowymi a wspólnotowymi.

Czytaj też: Kampania wraca do Europy

Walka z „krucjatą lewicowości”

W Nowym Sączu prezes PiS insynuował, że w Europie trwa „ofensywa liberalnej lewicowości i poprawności”, której celem jest „zglajszachtowanie” Europy. W ramach owej „krucjaty ideologicznej” tłumi się rzekomo wszelką dyskusję i podważa prawo, co uderza w słabsze kraje członkowskie. Mimo to Kaczyński przyznał, że polski patriotyzm nakazuje popierać obecność naszego kraju w UE.

Premier Morawiecki w wywiadzie dla „Polska The Times” nazwał polexit, przed którym ostrzega dziś polska opozycja parlamentarna, „strachem na wróble”. Eurodeputowany PiS Ryszard Legutko odrzuca to ostrzeżenie jako „zmasowane, ordynarne kłamstwo”.

Morawiecki na łamach prestiżowego brukselskiego portalu Politico.eu wzywa Unię do powrotu do korzeni, czyli „unii silnych, równych, wolnych” narodów. I proponuje Europie program naprawczy, tak jakby nie dostrzegał, że Unia od dawna wciela w życie ten program punkt po punkcie. Co gorsza, polski premier imputuje Brukseli, że dąży do centralizacji władzy w UE, odrzuca demokrację (!), transparentność działania i suwerenność narodową.

Czytaj też: Aleksander Smolar o tym, jak nas (nie) zmieniła Unia

A potem się zobaczy...

Wszystkie te wystąpienia liderów obozu obecnej władzy są elementem podwójnej kampanii wyborczej: do Parlamentu Europejskiego i pośrednio do parlamentu polskiego. Owszem, należy przyklasnąć wezwaniom panów Dudy, Morawieckiego i Kaczyńskiego do dalszej obecności Polski pod ich rządami w UE i do jak najliczniejszej frekwencji wyborczej.

Taktyka strojenia się w kostium odnowicieli wspólnoty europejskiej jest oparta na analizie sondaży poparcia UE w naszym społeczeństwie i przeświadczeniu, że siły populistyczno-nacjonalistyczne zdobędą realny wpływ w Parlamencie Europejskim, a więc i w głównym nurcie polityki unijnej.

Dlatego liderzy PiS nie odnoszą się do faktów, czyli negatywnej zmiany wizerunku i pozycji Polski w UE pod ich rządami i całej serii napięć, konfliktów i zatargów, jakie ich polityka wywołała w stosunkach naszego kraju z Brukselą. Nagłe wzmożenie europejskie PiS wynika z obawy przed gorszym wynikiem wyborczym, czyli z kalkulacji politycznej, że dziś warto pomachać europejską chorągiewką, a potem się zobaczy.

Czytaj też: Czy wyborcy dadzą się omamić

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną