Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Polskie rakiety nad Bałtykiem są w stanie zablokować Rosjan

NATO postanowiło zademonstrować, że również jest w stanie zablokować Rosję. NATO postanowiło zademonstrować, że również jest w stanie zablokować Rosję. Siły zbrojne Estonii / mat. pr.
Na ćwiczeniach w Estonii Wojsko Polskie pokazało, że może zablokować wyjście z Zatoki Fińskiej na Bałtyk. Rakiety NSM po raz pierwszy utworzyły antydostępową zaporę dla wsparcia sojuszników z NATO.
Ćwiczenia Spring Storm 19, w których brali udział polscy marynarze-rakietowcy, zapewne przypadkiem zbiegły się w czasie z moskiewskimi obchodami rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej.Siły zbrojne Estonii/mat. pr. Ćwiczenia Spring Storm 19, w których brali udział polscy marynarze-rakietowcy, zapewne przypadkiem zbiegły się w czasie z moskiewskimi obchodami rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej.

Na Bałtyku na moment odwróciły się role. To nie Rosja blokowała NATO rakietami, lecz NATO postanowiło zademonstrować, że też jest w stanie zablokować Rosję – przy użyciu polskich wyrzutni Morskiej Jednostki Rakietowej rozmieszczonych na estońskiej wyspie. Ćwiczenia Spring Storm 19, w których brali udział nasi marynarze-rakietowcy, zapewne przypadkiem zbiegły się w czasie z moskiewskimi obchodami rocznicy zakończenia II wojny światowej i tradycyjną defiladą. Nastroje mogły zepsuć jednak bardziej niż niepogoda, która pokrzyżowała lotniczą część parady.

Czytaj także: Polska flota podwodna nie ma wartości bojowej

Rosyjskie okręty w zasięgu polskich pocisków

Niepozorny okręt transportowo-minowy ORP Gniezno 29 kwietnia wziął na pokład sześć równie niepozornych ciężarówek. Przewiózł je z Gdyni do Tallina. Pojazdy zjechały na ląd i ruszyły w 150-kilometrową trasę do portowego miasteczka Virtsu. Tam cywilny prom przetransportował je przez 10-kilometrową cieśninę na wyspę Muhu, skąd przejechały na większą Saaremę – cel ćwiczeń.

Przemieszczenie o nieco ponad 500 km w linii prostej od macierzystych Siemirowic zmieniło bilans sił w basenie Morza Bałtyckiego. Wyjście z Zatoki Fińskiej – jedyna droga morska łącząca terytorium Rosji właściwej (poza eksklawą Obwodu Kaliningradzkiego) z Bałtykiem – znalazło się w zasięgu polskich pocisków, zdolnych zatopić, a przynajmniej zagrozić każdemu rosyjskiemu okrętowi nawodnemu opuszczającemu bazę w Kronsztadzie.

Morska Jednostka Rakietowa to lądowy pododdział Marynarki Wojennej RP, dysponujący systemem przeciwokrętowych pocisków rakietowych NSM (Naval Strike Missile) o zasięgu do 200 km. Wyrzutni mamy 12, na każdej cztery kontenery startowe z pociskami samosterującymi. Broń może zwalczać cele zarówno na wodzie, jak i na lądzie, pociski są trudno wykrywalne dla radarów, zdolne lecieć bardzo nisko nad powierzchnią wody, a w ostatniej fazie lotu wykorzystują pasywny system naprowadzania – mogą uderzać we wskazany punkt wrogiego okrętu lub budynku. Ponad jedną czwartą masy pocisku stanowi głowica bojowa.

Dziś to najnowocześniejszy i najbardziej dalekosiężny system uzbrojenia bazujący na lądzie, choć obsługiwany przez marynarzy. Norweskim pociskom produkcji Kongsberga towarzyszą polskie radary, całość umieszczona jest też na polskich podwoziach Jelcza. System służy od 2013 r. (pierwszy dywizjon zamówiono w 2008 r., drugi w 2014) i to jedno z najważniejszych zrealizowanych osiągnięć modernizacyjnych wojska.

Czytaj także: Kto się boi fregat?

Rosja zaniepokojona pociskami

NSM to nie tylko duma polskich marynarzy – to także ból głowy Rosjan. Zwykle to my i całe NATO kreślimy na mapach czerwone okręgi wyznaczające zasięg rosyjskich rakiet, rozmieszczonych np. w Obwodzie Kaliningradzkim. W przypadku polskich NSM takie same okręgi kreślą Rosjanie. 150, a nawet 200 km od miejsca rozmieszczenia mobilnej wyrzutni to potencjalnie strefa śmierci, oczywiście dla rozpoznanego celu.

O tym, że wprowadzenie do uzbrojenia tych pocisków niepokoi Rosję, świadczy m.in. reakcja, z jaką spotkał się opublikowany w tym roku artykuł Defence24.pl sugerujący wykorzystanie ich w roli blokady antydostępowej. Artykuł zacytowało kilkadziesiąt rosyjskich portali i gazet, a eksperci wskazywali w nim, że polskie uzbrojenie poważnie skomplikuje operacje na Bałtyku. Stojące w lasach wyrzutnie NSM zagrażają głównie bazie morskiej w Bałtijsku w Obwodzie Kaliningradzkim. Ale przerzucone gdzieś dalej na północ mogą blokować ruch okrętów w innych wąskich gardłach morza, m.in. w najistotniejszym – tam, gdzie zwęża się ono w Zatokę Fińską prowadzącą do Sankt Petersburga.

Dlatego z punktu widzenia operacji obronnej NATO w rejonie Bałtyku polskie wyrzutnie NSM są bardzo cennym zasobem. Cennym tym bardziej, że mamy ich niewiele, w dodatku z równie niewielkim zapasem rakiet. Niestety nie są też najłatwiejsze w przerzucie. Co prawda umieszczone są na podwoziach zdolnych do jazdy terenowej, ale ich transport powietrzny wymaga dużych samolotów, większych od popularnych C-130 Hercules, używanych też przez nasze siły powietrzne. Kiedy wyrzutnie trzeba było dostarczyć na strzelania poligonowe w Norwegii, należało wynająć wielkiego An-124 Rusłana.

Aby wyrzutnie przemieścić w rejonie Bałtyku, najlepiej wykorzystać statek. Dlatego ćwiczenie Spring Storm było też testem morsko-lądowej opcji przerzutu. Pojazdy wyrzutni są duże jak na samolot, ale spokojnie zmieszczą się na każdy, nawet niewielki okręt, statek czy prom. To daje jeszcze większą elastyczność w ich skrytym przemieszczaniu.

Czytaj także: Planujemy kupić dla armii to, co planowaliśmy w 2001 r.

Polskie wyrzutnie na Twitterze

MON nie bardzo chwali się uczestnictwem MJR w estońskich manewrach. Może chodzi o to, by nie ujawniać zbyt wcześnie przełomowego przedsięwzięcia – pierwszego udziału tego systemu uzbrojenia w ćwiczeniach za granicą. Obecność rodzimej wyrzutni po raz pierwszy ujawniła na Twitterze polska ambasada w Tallinie, sporo było też materiałów w estońskiej telewizji. O samych ćwiczeniach donosiły i nasze stacje, choć nie wspominały o rakietach.

Polska wysłała do Estonii nie tylko wyrzutnie rakiet, ale i trzy samoloty myśliwsko-bombowe Su-22 i pododdziały wojsk lądowych. Ćwiczących odwiedzili szef sztabu generalnego gen. broni Rajmund Andrzejczak i zastępca dowódcy generalnego gen. dyw. Jan Śliwka. Estonia, choć jest najbardziej odległym z państw bałtyckich, stara się bardzo blisko współpracować z Polską. Tallin dzieli z Warszawą proamerykańskie nastawienie, a w ramach wielonarodowych sił NATO gości oddziały brytyjskie, francuskie, duńskie, norweskie i belgijskie. Minister obrony Juri Luik jest świetnie znany w Polsce, zajmował różne stanowiska w rządzie i ośrodkach eksperckich w zasadzie od początku estońskiej niepodległości.

Ponieważ żaden z krajów bałtyckich nie dysponuje bronią porównywalną do polskich NSM, ich udział w ćwiczeniach obronnych w tym kluczowym rejonie Bałtyku jest również dla Estonii wielkim osiągnięciem i początkiem nowego etapu współpracy. Gen. Andrzejczak już zapowiedział, że polskie F-16 w 2020 r. będą pełnić kolejny dyżur patrolowy bałtyckiej obrony powietrznej w estońskiej bazie Amari.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną