Ten wniosek zadziwia, ale chyba jeszcze mocniej zawstydza. Bo czy zabijanie, sztukę zabijania – używając stylu, jakim posługuje się PZŁ wraz z sojusznikami – można uważać za dziedzictwo kulturowe? I cóż to za dziedzictwo, które miałoby nas wyróżniać wśród narodów świata? Zabijanie niewinnych stworzeń dla przyjemności? Zwyczaje, gwara, muzyka, obrzędy, ceremoniał polowań czy wreszcie kuchnia oparta na dziczyźnie? A wreszcie hodowla psów myśliwskich polskich ras, jak ogar, gończy czy chart polski.
Czytaj także: Zabicie króla zwierząt to jak zabicie władcy innego państwa
Co w Polsce podlega ochronie
Świat miałby klękać z zachwytu tylko dlatego, że zająca nazywa się w myśliwskiej gwarze kotem? Świat przestępczy też ma gwarę, zwyczaje, obrzędy, ceremoniał i też można by wpisywać wszystko to na listę dziedzictwa kulturowego. A jak niezmiernie wielowymiarową kulturę mają kieszonkowcy? W dodatku także przekazują swą wiedzę, pasję i doświadczenie następnym pokoleniom, tworząc wielopokoleniowe rodziny kieszonkowców. Czy z tego powodu kultura złodziejska podlega ochronie i należy ją uznać za niematerialne dziedzictwo kulturowe, chronić i szczycić się tym? Na szczęście nikomu to jeszcze nie przyszło do głowy. Na razie przynajmniej, bo wpisanie myślistwa na listę dziedzictwa otwiera bogate możliwości.
Rozumiem, że w odległych wiekach, kiedy nie było sklepów, człowiek żywił się tym, co upolował czy nazbierał. Ale w tym właśnie różnica: zabijał zwierzę, by nakarmić siebie i rodzinę.