Oto przed ponad rokiem prezes PiS kazał swoim ludziom osadzonym na rządowych posadach oddać sowite nagrody, wypłacane w latach 2016–17 w formie comiesięcznych premii, i to mimo że te się im jak najbardziej „należały” – wedle ówczesnej premier Beaty Szydło.
Sugerowaną formą zwrotu miała być darowizna na rzecz Caritasu, czyli charytatywnej organizacji powiązanej z Kościołem katolickim. Polecenie to prezes wydał na dodatek publicznie, choć tym co ważniejszym może także w swoim gabinecie. Musiał przecież jakoś zgasić oburzenie wywołane ujawnieniem sprawy przez opozycję, a konkretnie posła PO Krzysztofa Brejzę.
Rozkaz wykonała tylko połowa
Teraz okazuje się – i to od Caritasu, którego przecież nikt nie śmiałby podejrzewać o kłamstwo, nieprawdaż? – że rozkaz wykonało ledwie 12 spośród 22 zobowiązanych przez oberszefa członków administracji Beaty Szydło.
Statystycznie zatem władza prezesa – i to nawet w ramach jego ekipy – ledwie przekroczyła 50 proc. Trudno się jednak dziwić, szło w sumie o 6 mln zł, a na konta Caritasu trafiło ledwie 657 tys. zł.
Czytaj także: 1,5 miliona złotych na nagrody dla ministrów PiS. Kto dostał najwięcej?
Caritas nie chce ujawnić, którzy spośród rządowych funkcjonariuszy okazali się dobrodziejami. Na opublikowanie listy przelewów nie zdecydowała się też choćby Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, politycznie rodzaj spadkobierczyni poprzedniego gabinetu.