Jedynki do Sejmu zaprezentował Robert Biedroń, który sam w tych wyborach nie bierze udziału. Działacze Lewicy wypuścili do mediów informację, że to ze względu na jego przyszłoroczny start w wyborach prezydenckich. Niektórzy twierdzą, że to wymówka, która ma upoważniać europosła Biedronia do pozostania w Brukseli.
Innego wyjścia nie mieli
Warto przypomnieć, jak doszło do zawiązania koalicji trzech lewicowych ugrupowań, które jeszcze do niedawna widziały w sobie śmiertelnych wrogów. Powodem rozpoczęcia rozmów był brak porozumienia między SLD i PO, które w wyborach do europarlamentu tworzyły Koalicję Europejską. Na współpracy wyszli najlepiej działacze Sojuszu. Włodzimierz Czarzasty wystawił byłych premierów rządów SLD, którzy z łatwością dostali się do europarlamentu, i to mimo że Sojusz w pojedynkę nie miał dobrych sondaży. Co więcej, partia zdecydowała, że nie wejdzie, jak działacze Platformy, do chadeckiej EPP, tylko zasili teoretycznie bliższe sobie ideowo S&D. Lider PO Grzegorz Schetyna wiedział, że w kolejnym rozdaniu nie może pozwolić SLD na tak wiele. Rozmowy zakończyły się fiaskiem, a Sojusz musiał poszukać nowych koalicjantów.
Dla rozczarowanej wynikiem w eurowyborach Wiosny i mającego poparcie w granicach błędu statystycznego Razem sojusz z SLD, choć trudny, okazał się jedynym wyjściem. Sojusz ma struktury w całym kraju, co jest ważne z perspektywy bardzo krótkiej kampanii. Mniejszym partiom byłoby trudno w tak krótkim czasie zebrać wymagane podpisy.
Łyżkę dziegciu stanowią problemy z nazwą koalicji. Chcąc uniknąć przewidzianego dla takiej fuzji 8-proc. progu wyborczego, partie zgodziły się na start z list SLD o skróconej nazwie „Lewica”. Z powodu przeszkód prawnych najprawdopodobniej to też się nie uda. A wszystkim trzem formacjom przyjdzie startować jako SLD.