Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

KRS uprała brudy w sprawie afery hejterskiej

Były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, jeden z bohaterów afery hejterskiej Były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, jeden z bohaterów afery hejterskiej Forum
Nie było żadnej farmy trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości. Nie było afery hejterskiej. Była „zorganizowana akcja insynuacji i oskarżeń wobec sędziów” – oświadczyła Krajowa Rada Sądownictwa.

Takie stanowisko pojawiło się na stronie neo-KRS. Rada pisze, że przeprowadziła „analizę doniesień medialnych oraz wyjaśnień złożonych na posiedzeniu plenarnym Krajowej Rady Sądownictwa przez sędziów KRS” i w efekcie „przyjmuje” (ciekawe: nie ustaliła, nie stwierdza, tylko „przyjmuje”), „że nie ujawniono – w dostępnych i analizowanych źródłach – wypowiedzi sędziów członków KRS, które pozwalałyby na sformułowanie wobec nich zarzutów naruszenia prawa, ślubowania sędziowskiego ani zasad etyki sędziowskiej”.

Czytaj też: Ministerstwo Szczucia. Jak wykończyć sędziów rękami sędziów

Nie ma zakazu, nie ma naruszenia

Neo-KRS „przyjmuje” taką wersję, więc można sądzić, że do wyboru były też inne. I może nie ma się co dziwić. Przecież Zbigniew Ziobro, członek KRS i minister sprawiedliwości, po ujawnieniu afery i zdymisjonowaniu wiceministra Łukasza Piebiaka utyskiwał, że nie ma w Zbiorze Zasad Etycznych Sędziów zakazu hejtowania, zastraszania i używania publicznie wulgarnego języka. I postulował, żeby takie przepisy wprowadzić, bo obecny paragraf 23 („Sędzia powinien powściągliwie korzystać z mediów społecznościowych”) jest zbyt ogólny.

Skoro nie ma zakazu hejtowania, to sędziowie, których nazwiska czy nicki pojawiały się we wpisach grupy „Kasta” na WhatsAppie i w ramach twitterowego konta KastaWatch, nie były „naruszeniem prawa, ślubowania sędziowskiego ani zasad etyki sędziowskiej”. Proste.

Neo-KRS przeanalizowała doniesienia mediów i wyjaśnienia sędziów członków KRS. Nie wiemy, co np. zeznał sędzia Jarosław Dudzicz, ale oświadczenie sędziego SN Macieja Nawackiego opublikowano na stronie internetowej Rady. Zapewnił: „Nigdy nie uczestniczyłem w żadnej z grup, której celem było prowadzenie działalności spełniającej znamiona dyskredytowania lub oczerniania sędziów, nigdy nie uczestniczyłem w żadnej z grup z udziałem osoby o pseudonimie Emi, nie jest mi znana żadna grupa na jakimkolwiek komunikatorze, która zajmowałaby się tego rodzaju działalnością”.

I dodał, że zaprezentowane przez hejterkę „Emi” screeny są „wydrukami niewiadomego pochodzenia”, „stanowią nieudolną próbę posłużenia się” jego danymi osobowymi i „służą wyłącznie dyskredytacji” jego działalności zawodowej. Neo-KRS dała mu wiarę, a raczej „przyjęła” jego wersję.

Czytaj też: Farma trolli w resorcie Ziobry. Hejt wobec prezes Sądu Najwyższego

Wszystko załatwione w rodzinie

W komunikacie czytamy też, że Rada nie dopatrzyła się „naruszenia prawa”. Chociaż dostarczanie chronionych tajemnicą służbową „kwitów” na hejtowanych sędziów – co miało miejsce, bo dokumenty lub informacje pojawiły się publicznie – jest przestępstwem nadużycia władzy, naruszenia tajemnicy służbowej i przepisów o ochronie danych osobowych. A ocena w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa należy do prokuratury, nie do Rady. Prokuratura podobno bada sprawę, choć nie zabezpieczyła dowodów, więc w rozstrzygnięciu wyręcza ją Rada. W końcu w państwie PiS mamy władzę jednolitą, więc czy prokuratura, czy KRS – to sprawa drugorzędna.

Zbadanie wynoszenia dokumentów z ministerstwa leży w kompetencjach funkcjonariusza PiS Jana Nowaka, obsadzonego na urzędzie prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych. 21 sierpnia ogłosił, że bada sprawę wycieku danych. Bada do tej pory i pewnie jeszcze pobada. Tym bardziej że ugrupowanie Zbigniewa Ziobry zdobyło w nowym Sejmie 18 mandatów i może wymuszać różne rzeczy na PiS. Więc warto mieć na Ziobrę straszak w postaci odpowiedzialności karnej.

Skoro nie było akcji hejterskiej, tylko medialna akcja insynuacji wobec sędziów, to pokrzywdzeni powinni wrócić na swoje stanowiska. Łukasz Piebiak (o którym dziś bardzo ciepło wypowiadał się były wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki) powinien znów być wiceministrem sprawiedliwości. Sędzia Jakub Iwaniec powinien wrócić do jego gabinetu, a sędzia Tomasz Szmydt – na urząd dyrektora Biura Prawnego neo-KRS.

Wszystko załatwione w rodzinie, bo domowych brudów – jak podkreśla PiS – na zewnątrz się nie wynosi. To samo mamy w sprawie szefa NIK Mariana Banasia; wrócił na urząd i czuje się dobrze. Co będzie dalej – zdecyduje podległa partii Kaczyńskiego ABW, która zbadała jego oświadczenia majątkowe. Niewykluczone, że „przyjmie”, iż są pewne nieprawidłowości, ale ogólnie jest OK.

Czytaj też: Jak powinno się wyjaśnić aferę Piebiaka?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną