Kampania prezydencka de facto rozpoczęła się w chwili ogłoszenia wyników wyborów do Sejmu i Senatu. Jest tym ważniejsza, że samo głosowanie 13 października nie przyniosło ostatecznych rozwiązań. Z jednej strony PiS ma wyraźną przewagę w Sejmie – 235 mandatów, o pięć więcej, niż wynosi połowa posłów. W kończącej się kadencji taka nadwyżka pozwalała partii Kaczyńskiego na bardzo wiele. Z czasem liczba posłów głosująca z PiS jeszcze się zwiększyła, co jest możliwe także w najbliższych latach.
Daniel Passent: Prezydencki paraliż opozycji
Wybory prezydenckie wyznaczą zwycięzcę wyborów parlamentarnych
Z drugiej strony PiS nie udało się na razie zdobyć większości w Senacie, a przede wszystkim prawicy w Sejmie bardzo daleko jest do progu 276 głosów, umożliwiającego odrzucanie weta prezydenta. Nawet jeśli partia władzy przyciągnie ponad 30 posłów z innych ugrupowań – w formie indywidualnych transferów czy mniej lub bardziej oficjalnej koalicji – to nie osiągnie tego pułapu. A to oznacza, że wybór prezydenta z opozycji mógłby doprowadzić do paraliżu rządu prawicy.
Dlatego to wybory prezydenckie w maju przyszłego roku zdeterminują wynik wyborów parlamentarnych. W razie zwycięstwa kandydata PiS partia ta będzie mogła dalej wprowadzać w życie projekt przekształcania kraju na swoją modłę, podobnie jak to czyni Viktor Orbán na Węgrzech. Zwycięstwo opozycji zdestabilizowałoby ten układ i prawdopodobnie doprowadziło do wcześniejszych wyborów parlamentarnych, których wynik byłby znacząco gorszy dla prawicy.
To pokazuje, że wybory prezydenckie są znów kluczowe i tym bardziej warto sprawdzić, jak wyglądają szanse potencjalnych kandydatów (oficjalnie nikt jeszcze startu nie ogłosił).