Kiedy minister obrony narodowej ogłosił, że w ramach tymczasowego rozwiązania problemu okrętów podwodnych zdecydujemy się na „partnera szwedzkiego”, to chodziło mu o odkupienie dwóch dość starych maszyn. Problem nawet nie w tym, że są stare. Po prostu się nam nie przydadzą.
NATO: Inwestujcie w okręty. MON: Nie teraz
40-latek na morzu
Procedurę przetargową i tak trzeba będzie rozpocząć za około trzy lata. Sam proces wyłaniania oferenta i negocjacji zajmie pewnie następne dwa. A budowa okrętów dostosowanych do naszych wymagań – kolejne pięć. Po dekadzie pozyskane od Szwecji okręty będą miały ponad 40 lat. Przypomnijmy, że niszczyciel ORP Błyskawica miał 39, gdy został muzealnym okrętem.
Szwedzkie okręty z nowym napędem mają silniki wysokoprężne systemu Stirlinga. Mogłyby co prawda pracować na silnikach Diesla, ale tylko na powierzchni, pobierając powietrze z atmosfery. Pod wodą płynęłyby z prędkością do 20 węzłów. Akumulatory szybko się w takiej sytuacji wyczerpują i wymagają doładowania po maksymalnie dwóch–trzech dniach pracy.
Ale gdy pod wodą uruchomi się dwa silniki Stirlinga, da się pływać kilkanaście dni czy kilka tygodni bez potrzeby wynurzania się. Olej napędowy spala się w specjalnej komorze w strumieniu tlenu. Spaliny pod dużym ciśnieniem dostają się do silnika tłokowego, gdzie jak w maszynie parowej poruszają tłokami, wprawiając w ruch wał napędowy. Co prawda prędkość wynosi tylko 6 węzłów (ok. 10 km/h), ale gdy wykonuje się patrol, to większa okazuje się niepotrzebna. Przy okazji modernizacji wymieniono też m.