Zjazd zaczął się rano. W dwóch usytuowanych naprzeciwko salach warszawskiego hotelu Sangate (tam wcześniej odbywały się konwencje PSL i PO) debatowali członkowie Wiosny i SLD. Ta pierwsza zdecydowała się na formułę półotwartą i już od godz. 10 transmitowała przemówienia swoich członków, m.in. Krzysztofa Gawkowskiego i Roberta Biedronia. Ale był też czas na bardziej poufne obrady.
Z kolei SLD zebrało się za zamkniętymi drzwiami. Działacze układali także statut nowej partii. Za połączeniem ugrupowań głosowało 109 jego członków, 10 było przeciw, ośmioro wstrzymało się od głosu.
10 miesięcy istnienia Wiosny
Wiosna przetrwała 10 miesięcy. Gdyby historycy mieli kiedyś pisać o niej tylko na podstawie dzisiejszego eventu, mogliby dojść do wniosku, że to jedna z najbardziej udanych inicjatyw politycznych ostatniego 30-lecia. Podkreślano, że w niecały rok partii udało się wyzwolić w Polakach pozytywną energię, wejść do Parlamentu Europejskiego, do Sejmu i Senatu. Tych ostatnich sukcesów by nie było, gdyby nie lewicowa koalicja Wiosny, SLD i Razem. Ugrupowania nie zdecydowały się na jej sformalizowanie (dla koalicji próg wyborczy wynosi 8, a nie 5 proc.), lecz na wspólny start z list SLD. Z tego powodu pieniądze z subwencji popłyną na konta Sojuszu.
O tym, że Wiosna nie ma pieniędzy, mówiło się od jakiegoś czasu. Dodatkowy problem stwarzał Robert Biedroń. Szef Wiosny najpierw zapowiedział, że po kilku miesiącach w Brukseli postara się o mandat poselski, a później się z tego wycofał. Regionalni działacze czuli się osamotnieni i pozbawieni wpływu na dalsze losy partii.