Rodzimi politycy, niezależnie od opcji, niespotykanie zgodnie zareagowali na słowa Władimira Putina. Przypomnijmy: prezydent Rosji najpierw 19 grudnia oskarżył Polskę o współdziałanie z nazistami, m.in. przy rozbiorze Czechosłowacji w 1938 r. Kilka dni później nazwał „antysemitą i bydlakiem” ambasadora II RP w Berlinie Józefa Lipskiego. W kraju niemal jednogłośnie uznano, że za tymi atakami stoją wewnętrzne problemy Rosji.
Czytaj też: Co rząd powinien zrobić ze słowami Putina o historii
Putin ma swoje problemy
Środowisko Putina faktycznie nie może zaliczyć ubiegłego roku do udanych. Wyborcom nie spodobało się podniesienie wieku emerytalnego ani podatku VAT. Przełożyło się to na wynik wyborów regionalnych i choć prezydencka partia Jedna Rosja stanowczo je wygrała, to w samej Moskwie straciła 16 radnych. Do tego w grudniu Rosjanie dowiedzieli się, że ich sportowcy nie wystąpią na olimpiadzie w Tokio ze względu na zorganizowany system dopingowy.
Ostatnie spektakularne osiągnięcie na arenie międzynarodowej – aneksja Krymu – miało miejsce w marcu 2014 r. Co więcej, uzależnione od eksportu paliw kopalnych imperium ma świadomość, że jego narodowe dobra – węgiel i gaz – wkrótce odejdą do lamusa. Rosja zaś będzie musiała dywersyfikować wpływy do budżetu, m.in. sprzedając państwowe przedsiębiorstwa. Niedawno wrócił temat sprzedaży Aeroflotu i Transnieftu.
Czytaj też: