Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Sędzia Juszczyszyn pojedzie do Sejmu, czyli bajpas prawa

Sędzia Paweł Juszczyszyn. Listopad 2019 r. Sędzia Paweł Juszczyszyn. Listopad 2019 r. Robert Robaszewski / Agencja Gazeta
Sędzia Juszczyszyn ma w Kancelarii Sejmu osobiście przejrzeć listy poparcia dla kandydatów do nowej KRS. Tak zastępuje się konstytucyjny obowiązek współpracy władzy politycznej z sądowniczą.

Sędzia Paweł Juszczyszyn 20 listopada zeszłego roku wezwał Kancelarię Sejmu, pod karą grzywny, do przesłania list poparcia dla kandydatów do neo-KRS. Chciał sprawdzić, czy sędzia, którego wyrok miał rozpoznać jako sąd odwoławczy, był należycie powołany. Innymi słowy: czy jego decyzja to legalny wyrok w rozumieniu prawa. Za to ma teraz postępowanie dyscyplinarne i został odwołany z tzw. delegacji do Sądu Okręgowego.

Czytaj też: Według Dudy sądy mają robić, „co ludzie chcą”

Słabe argumenty Kancelarii Sejmu

Choć Naczelny Sąd Administracyjny nakazał upublicznienie tych list, szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska twierdziła, że nie wie, czy może to zrobić, bo szef Urzędu Ochrony Danych Osobowych „wstrzymał” wykonanie wyroku NSA. Argument raczej słaby, bo – pomijając bezprawność decyzji szefa UODO – udostępnienie list sądowi nie oznacza ich „upublicznienia”. Sąd ma z mocy prawa dostęp do dokumentów, nawet tajnych.

Szefowa Kancelarii Sejmu została wezwana do sądu na 24 stycznia. Chyba sama czuła, że jej argumentacja jest nieprzekonująca, bo zaproponowała kompromis: żeby sąd sam sobie przyjechał i obejrzał dokumenty na miejscu. „Kancelaria Sejmu uzasadniła swój wniosek ciążącym na niej jako administratorze danych osobowych 3124 obywateli objętych powyższym wykazem [autorów podpisów na listach] obowiązku zapewnienia odpowiedniego bezpieczeństwa tych danych osobowych, w tym ochrony przed niedozwolonym lub niezgodnym z prawem przetwarzaniem oraz przypadkową utratą, zniszczeniem lub uszkodzeniem”.

Znowu argument kuriozalny, bo między sądami a prokuratorami, a także między rozmaitymi instytucjami a sądami czy prokuraturą często przesyła się wielotomowe akta, także częściowo objęte tajemnicą państwową. I jakoś nikt nie wymaga, by sąd, który ma sądzić sprawę, fatygował się czytać je tam, gdzie akurat są.

Listy poparcia do neo-KRS są najwyraźniej dokumentem takiej wagi, że nie stosują się do nich ani normalne, ani nadzwyczajne procedury. Z niewyjaśnionych powodów nie można ich po prostu skopiować, poświadczając zgodność z oryginałem.

Czytaj też: Paweł Juszczyszyn wyznacza standard niezawisłości

Góra pojedzie do Mahometa

„Sąd Okręgowy w Olsztynie postanowieniem z dnia 13 stycznia 2020 r. zarządził oględziny zgłoszeń oraz list osób popierających kandydatów na członków Krajowej Rady Sądownictwa. Oględziny tych dokumentów sąd wyznaczył na 21 stycznia 2020 r. w siedzibie Kancelarii Sejmu” – czytamy w komunikacie rzecznika prasowego olsztyńskiego sądu. Cóż, góra postanowiła pójść do Mahometa – jej wola. Kto górze zabroni.

Tylko co to znaczy „oględziny”? Czy tak jak np. w procedurze lustracyjnej, gdy akta są częściowo objęte tajemnicą państwową, można się będzie z listami zapoznawać w kancelarii tajnej, bez robienia kopii czy notatek? Bo jeśli tak, to jak sąd ma zweryfikować, czy wszystkich 15 sędziów wybrano do neo-KRS zgodnie z pisowskim prawem?

Być może Kancelaria Sejmu liczyła, że sąd odmówi wyjazdu na oględziny do Warszawy. Wtedy władza mogłaby ogłosić, że wykazała się dobrą wolą, ale „uformowany przez komunistycznych sędziów” – jak mówi obecnie premier Morawiecki – sąd odmówił, okazując złą wolę. Sąd znalazł się więc w swego rodzaju pułapce. Pytanie, co będzie dalej. Jeśli Kancelaria nie zgodzi się na wykonanie kopii, a sąd na to przystanie, to władza polityczna będzie miała pretekst, aby nie uznać niekorzystnego dla niej (czyli dla neo-KRS) orzeczenia. I będzie nowy casus belli.

Z drugiej strony: gdyby sąd nie przystał na wniosek Kancelarii, wpadłby w pętlę nakładania na nią grzywien za niewykonanie postanowienia. I powinny być one orzekane do skutku. Tylko jaki byłby z tego pożytek? Tym bardziej że grzywna płacona przez Kancelarię Sejmu idzie z kieszeni podatników.

Konstytucja nakazuje wszystkim trzem władzom współpracę. Tymczasem władza polityczna nie uznaje sądowniczej – i współpracy odmawia. Czy czekają nas dwie niestykające się rzeczywistości: prawna i polityczna? Czy raczej wytworzy się coś w rodzaju krążenia obocznego, jakichś bajpasów zastępujących konstytucyjny obowiązek współpracy władz? Wyjazd sądu do Sejmu wygląda właśnie na taki bajpas.

Czytaj też: Sędziowie stosują wyrok TSUE. Władza im grozi

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną