Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

W kraju pandemia, a Kaczyński gra z nami w wybory

Jarosław Kaczyński podczas nocnych obrad Sejmu. Jarosław Kaczyński podczas nocnych obrad Sejmu. Mateusz Włodarczyk / Forum
Prezes PiS prze do wyborów prezydenckich w terminie 10 maja, choć wiadomo, że do nich nie dojdzie. Jarosław Kaczyński załatwia w ten sposób kilka innych spraw.

Trzeba to sobie w końcu powiedzieć: wyborów prezydenckich w terminie nie będzie. A precyzyjnie: prawdopodobieństwo, że do nich dojdzie, jest w tym momencie skrajnie niskie.

Czytaj też: Dziwna kampania prezydencka

Ryzyko zbyt duże

Z przewidywań epidemiologów wynika, że jesteśmy dopiero na początku epidemii. Nawet jeśli – dzięki drakońskim ograniczeniom – uda się utrzymać pod kontrolą liczbę nowych zakażeń, na co wszyscy mamy nadzieję, i tak nie ma szans na to, żeby w maju można było bezpiecznie zorganizować głosowanie: lokale wyborcze, 200 tys. ludzi w obwodowych komisjach i całą resztę (o argumentach prawnych nie mówię, bo prezes PiS wielokrotnie pokazywał, jaki ma stosunek do prawa). Ryzyko, że wybory doprowadzą do gigantycznego skoku epidemii, jest ogromne.

Kaczyński też to wie. O co więc chodzi z nocną wrzutką do tarczy antykryzysowej, umożliwiającą głosowanie korespondencyjne osobom powyżej 60. roku życia i poddanym kwarantannie? Czemu w przekazach partyjnych politycy PiS podkreślają powagę sytuacji, ale przy pytaniu o wybory robią zwrot o 180 stopni i nagle twierdzą, że nic takiego się nie dzieje? A nawet jakby się działo, to nie ma potrzeby przesuwania wyborów. A jeśli byłaby potrzeba, to nie ma prawnej możliwości. Prawdziwi legaliści.

Eksperci: Wybory w maju to ryzyko. I groźba kompromitacji

Skłócić opozycję

O co więc chodzi? Może o inne sprawy. Gra terminem wyborczym jest Kaczyńskiemu teraz bardzo potrzebna z kilku powodów. Po pierwsze, to idealny sposób, żeby trzymać opozycję pod kontrolą. Liderzy konkurencyjnych wobec PiS partii dają się w tej sprawie ogrywać jak dzieci, a prezes bezbłędnie stosuje wobec nich starożytną zasadę „dziel i rządź”. Wydawało się, że po zabawie w wyznaczanie przez PiS „lidera opozycji” w 2016 r. i wywalczonym dzięki z trudem wypracowanej jedności sukcesie senackim partie opozycyjne wyciągnęły jakąś nauczkę, ale nic z tych rzeczy.

To PO pokłóci się z lewicą, to ludowcy z Platformą. Chciałbym być złym prorokiem, ale teraz zapewne ogłoszona przez Małgorzatę Kidawę-Błońską inicjatywa bojkotu wyborów też stanie się przedmiotem kłótni. Opozycja nie jest w stanie uzgodnić wspólnej strategii i pokazuje wyborcom, że w sytuacji zagrożenia nie jest żadną alternatywą dla rządów PiS. Elektorat patrzy i myśli: gdybyśmy teraz mieli u władzy koalicję opozycyjnych partii, zamiast jakichkolwiek rozwiązań byłyby tylko awantury.

Daniel Passent: Biedny i poszkodowany prezydent Duda

Odwrócić uwagę

Po drugie, narzucanie tematu wyborów w tym momencie jest dla Kaczyńskiego bardzo wygodne. Bo gdybyśmy nie rozmawiali o wyborach, rozmawialibyśmy o tzw. tarczy antykryzysowej, czyli o tym, co rząd proponuje przedsiębiorcom i pracownikom u progu bezprecedensowego kryzysu. A jest o czym rozmawiać, bo gospodarka stanęła, a proponowane rozwiązania są w dużym stopniu spóźnione i niewystarczające. Zgodnie oprotestowują je przedsiębiorcy (rządowy pakiet zjednoczył w sprzeciwie wszystkie organizacje pracodawców), zastrzeżenia mają związki zawodowe. Ale dyskusji na ten temat prawie nie słychać, bo zagłusza ją spór o wybory.

To nie jest tak, że Kaczyński za tarczą chowa łamanie prawa w sprawie kodeksu wyborczego, jak mogłoby się wydawać. Raczej za pomocą łamania prawa chowa dziurawą tarczę. Oczywiście nie da się zagłuszać tematu gospodarki w nieskończoność, bo kryzys dosięga po kolei wszystkie firmy i pracowników, ale przynajmniej można kupić trochę czasu. A z politycznego punktu widzenia czas jest teraz bezcenny.

Pakiet antykryzysowy: Żadna tarcza, zaledwie kroplówka

Sprawdzić lojalność zaplecza

Po trzecie, Kaczyński lubi wystawiać lojalność swoich podwładnych na próbę. Teraz ma ku temu wymarzoną okazję, bo upieranie się przy terminie wyborów brzmi tak irracjonalnie, że nawet najwierniejsi zaczynają mieć wątpliwości. Prezydent Duda, któremu bardzo rzadko zdarza się wykazywać inicjatywą, zaczął coś przebąkiwać o przesunięciu terminu. A Kaczyński bacznie obserwuje otoczenie.

To, jak ta kwestia się skończy w obozie władzy, będzie też, swoją drogą, testem dla siły prezesa. Niektórzy obserwatorzy zaczęli ją ostatnio podawać w wątpliwość. Teraz zobaczymy, czy prezes postawi na swoim: będzie brnął w opowieść o wyborach czy da sygnał do odwrotu? Czy też zostanie zmuszony do wycofania? To ostatnie oznaczałoby, że pozycja Kaczyńskiego rzeczywiście zaczęła słabnąć.

Czytaj też: Strategiczne zapasy i finansowy „pocisk”. UE walczy z pandemią

Jeśli jednak wybory?

Oczywiście wciąż jest nikłe ryzyko, że do wyborów jednak dojdzie – mimo potężnych ryzyk epidemicznych i politycznych. Jeśli w ten sposób Kaczyński doprowadzi do reelekcji Andrzeja Dudy, możemy skończyć ze zwiększoną liczbą zakażonych i prezydentem nieuznawanym przez znaczną część społeczeństwa. Ta gra we „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy” może nas doprowadzić jako kraj do katastrofy. Nikt nie może sobie życzyć takiego scenariusza.

Adam Szostkiewicz: Śmiercionośne wybory 10 maja

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną