Trzeba to sobie w końcu powiedzieć: wyborów prezydenckich w terminie nie będzie. A precyzyjnie: prawdopodobieństwo, że do nich dojdzie, jest w tym momencie skrajnie niskie.
Czytaj też: Dziwna kampania prezydencka
Ryzyko zbyt duże
Z przewidywań epidemiologów wynika, że jesteśmy dopiero na początku epidemii. Nawet jeśli – dzięki drakońskim ograniczeniom – uda się utrzymać pod kontrolą liczbę nowych zakażeń, na co wszyscy mamy nadzieję, i tak nie ma szans na to, żeby w maju można było bezpiecznie zorganizować głosowanie: lokale wyborcze, 200 tys. ludzi w obwodowych komisjach i całą resztę (o argumentach prawnych nie mówię, bo prezes PiS wielokrotnie pokazywał, jaki ma stosunek do prawa). Ryzyko, że wybory doprowadzą do gigantycznego skoku epidemii, jest ogromne.
Kaczyński też to wie. O co więc chodzi z nocną wrzutką do tarczy antykryzysowej, umożliwiającą głosowanie korespondencyjne osobom powyżej 60. roku życia i poddanym kwarantannie? Czemu w przekazach partyjnych politycy PiS podkreślają powagę sytuacji, ale przy pytaniu o wybory robią zwrot o 180 stopni i nagle twierdzą, że nic takiego się nie dzieje? A nawet jakby się działo, to nie ma potrzeby przesuwania wyborów. A jeśli byłaby potrzeba, to nie ma prawnej możliwości. Prawdziwi legaliści.
Eksperci: Wybory w maju to ryzyko. I groźba kompromitacji
Skłócić opozycję
O co więc chodzi? Może o inne sprawy. Gra terminem wyborczym jest Kaczyńskiemu teraz bardzo potrzebna z kilku powodów.