W Sądzie Najwyższym kolejne podejście do wyboru kandydatów na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. 12 sędziów, którzy zgodzili się kandydować i zostali zgłoszeni, najpierw miało własne wystąpienia, a potem odpowiadało na pytania. Procedura trwa, będzie kontynuowana w sobotę od godz. 10. Przed wejściem do SN stało kilku Obywateli RP z transparentem „Trzymajcie się” adresowanym do tzw. starych sędziów. Zaś do gmachu wspierać koleżanki i kolegów przyszli członkowie branżowych środowisk, stowarzyszenia prokuratorów Lex Super Omnia i były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Rzepliński.
Czytaj też: Założyciel Ordo Iuris na czele SN. Bardziej polityk niż sędzia
W stylu Kuchcińskiego
Po rezygnacji Kamila Zaradkiewicza z funkcji prezydenckiego „komisarza” obrady prowadzi wskazany przez Andrzeja Dudę następca – Aleksander Stępkowski. I od razu poszedł śladami poprzednika. Tym samym wyłanianie kandydatów obciążone jest złamaniem procedur, które miało miejsce wcześniej (łącznie z arbitralnym „wybieraniem” komisji skrutacyjnej). Ta procedura będzie tak samo nieważna co poprzednia.
Stępkowski odrzucał wszystkie wnioski formalne „startych” sędziów. Robił to w stylu byłego marszałka Sejmu z PiS Marka Kuchcińskiego: „bezzasadny”, „pozostawiam bez rozpoznania”, „niedopuszczalny-odrzucony”. Na wniosek, by wyłonić osobę, która przedstawi prezydentowi kandydatury, „wyłonił” siebie, dodając – grzecznościowo – „starego” sędziego Krzysztofa Rączkę. „Jesteśmy poza trybem” – skwitował sędzia Włodzimierz Wróbel.
Kamil Zaradkiewicz nie radził sobie z procedurą, której „starzy” zgodnie z prawem używają do torpedowania wyborów przeprowadzanych według wadliwego prawa przepchniętego przez PiS w parlamencie. Jak trafnie podsumował podczas dzisiejszego Zgromadzenia prezes Izby Cywilnej Dariusz Zawistowski, „władza polityczna zagwarantowała sobie pełen wpływ na to, kto zostanie pierwszym prezesem, a Zgromadzenie Ogólne zostało ubezwłasnowolnione”. I postawił kwestię: czy takie wybory, w których wiadomo, kto nie zostanie wybrany, są uczciwe?
Czytaj też: „Konklawe” w Sądzie Najwyższym. Kto ma asa w rękawie?
Teatr dla zachowania pozorów
Oczywiście – nie są. Prezydent niemal na pewno wybierze osobę, która będzie „posłuszna” PiS. Cała procedura wyboru pięciu kandydatów jest teatrem odegranym dla uczynienia zadość pozorom. Nie zostanie w niej wyłonionych pięciu kandydatów mających poparcie większości sędziów, bo jest to po prostu niemożliwe, skoro wszystkich sędziów jest 99, a każdy ma jeden głos.
W wyborach startują zarówno neosędziowie (niektórzy obciążeni dyscyplinarnie), jak i „starzy” sędziowie Sądu Najwyższego. Stowarzyszenie Iustitia przygotowało „ranking” kandydatów na pierwszego prezesa, używając kategorii badanych zwykle przy sędziowskich awansach. Mało prawdopodobne, aby tym rankingiem kierował się Duda.
Karta Kandydata - wyjątkowy ranking kandydatów na Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego https://t.co/a2Uf2keUWb @prezydentpl @KancelariaSejmu @PolskiSenat @KPRM_CIR @Adbodnar @hfhrpl @USAmbPoland @EUinPL @EUCourtPress @MedelEurope @encj_office 1/14 pic.twitter.com/aOgZdsAsgz
— IUSTITIA Polish Judges Association (@JudgesSsp) May 22, 2020
Ranking wygrywają ex aequo „starzy” sędziowie: Marta Romańska, Dariusz Zawistowski i Włodzimierz Wróbel, dalej Tomasz Artymiuk i Piotr Prusinowski. Zero punktów dostał neosędzia Tomasz Demendecki, komornik, wobec którego toczyło się postępowanie dyscyplinarne, człowiek kojarzony ze zdymisjonowanym za aferę hejterską wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem.
Czytaj też: Komisarz Zaradkiewicz w Sądzie Najwyższym