Kraj

Respiratorów wciąż nie ma. Będzie komisja śledcza?

Minister zdrowia Łukasz Szumowski na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu Minister zdrowia Łukasz Szumowski na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Do Polski trafiło tylko 60 z 1241 zamówionych respiratorów. Prowadzona przez byłego handlarza bronią firma E&K sprzęt miała oddać do końca czerwca. Posłowie opozycji domagają się komisji śledczej.

Lubelska firma E&K do wtorku 30 czerwca miała dostarczyć wszystkie respiratory zamówione przez Ministerstwo Zdrowia. Do tej pory nie udzielono wiarygodnej odpowiedzi, dlaczego w ogóle zawarto umowę z Andrzejem Izdebskim, byłym handlarzem bronią, który już wcześniej nie wywiązywał się z kontraktów zawieranych z podmiotami kontrolowanymi przez państwo.

Czytaj też: Respiratorów nie widać, pieniądze poszły, dokumenty wyszły

Dlaczego nie zerwano kontraktu?

Z ustaleń „Gazety Wyborczej” wynika, że za transakcją mogły stać naciski płynące z Agencji Wywiadu. Jak z kolei pisaliśmy w „Polityce”, Izdebski miał udziały w firmie, w której zarządzie zasiadał mec. Sławomir Sawicki ze środowiska „Gazety Polskiej Codziennie”.

Niezależnie od tego, jakie czynniki ostatecznie skłoniły resort zdrowia do podpisania kontraktu, trudno wyjaśnić, dlaczego umowa nie została rozwiązana, gdy były dogodne okoliczności. Nadarzyły się w kwietniu: E&K była zobowiązana dostarczyć 200 respiratorów koreańskiej firmy Meckis już kilka dni po podpisaniu kontraktu (co nastąpiło 14 kwietnia). I choć dokonano 100-procentowej przedpłaty na zakup, koreańska firma twierdzi, że nigdy nie miała kontaktu z E&K.

Czytaj też: Afera Szumowskiego. Za dużo tego, żeby zamieść pod dywan

50 respiratorów z Pakistanu

Podobne deklaracje składali niemal wszyscy producenci, których sprzęt miał się znaleźć w Polsce. Z wyjątkiem chińskiej firmy Prunus, która na pytania reporterów TVN24 odpowiedziała, że owszem, kontakt ze strony firmy E&K był, ale został zerwany tuż przed podpisaniem umowy.

Izdebski przywiózł do składnicy Agencji Rezerw Materiałowy (ARM) w Lublińcu sprzęt, na który z nikim się nie umawiał. Mowa o 50 respiratorach niemieckiej firmy Draeger, które nie przyjechały z Niemiec, tylko z Pakistanu. To z kolei komplikuje ich odbiór. Trudno powiedzieć, który szpital zgodziłby się wziąć sprzęt, który nie wiadomo skąd pochodzi i nie ma prawie żadnej gwarancji.

Piszę „prawie”, bo jedyną, dwuletnią, gwarancję serwisowania złożył Izdebski w umowie. To o tyle bulwersujące, że niemiecki producent, który zresztą ma w Polsce przedstawicielstwo, oferowałby sprzęt taniej i z czteroletnią gwarancją. ARM korzysta z usług tej firmy: zamawia respiratory obok kontraktów podpisywanych przez Ministerstwo Zdrowia (otrzymała na ten cel 800 mln zł i czeka na kolejne 100 mln od Komisji Europejskiej). 26 czerwca do kraju trafiło w ten sposób 15 sprawnych draegerów. Kolejny transport towaru planowany jest na 7 lipca.

Czytaj też: Władza daje swoim zarobić. Nawet na kryzysie

Dlaczego negocjowano z E&K?

Ministerstwo zapewnia, że w razie potrzeby będzie nakładać na E&K kary, ale jednocześnie jest wyjątkowo spolegliwe. Z umowy wynika, że za każdy dzień zwłoki resort może się domagać 0,2 proc. wartości sprzętu.

Z części zamówienia udało się zrezygnować. Izdebski miał oddać 10 mln euro, ale i z tym zwlekał do 18 maja, co oznacza, że w międzyczasie mógł swobodnie tymi pieniędzmi obracać.

Mieliśmy do czynienia z kontraktem widmo – komentuje poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba, który sprawdzał sprzęt składowany w Lublińcu. – Minister Szumowski wziął w zastaw życie i zdrowie Polaków, doprowadził do podpisania umowy z niewiarygodnym kontrahentem. Gdyby epidemia w Polsce rozwinęła się do takich rozmiarów co we Włoszech, moglibyśmy mówić o nie lada tragedii. Zresztą trudno powiedzieć, dlaczego ministerstwo w ogóle pertraktowało z Izdebskim. Pomijając jego przeszłość, firma E&K jest zadłużona na 5 mln zł, a wywiadownie gospodarcze dają jej 25 proc. szans na upadek jeszcze w tym roku.

Czytaj też: Szumowski idzie w zaparte, ale eldorado kiedyś się skończy

Wątpliwe zakupy: respiratory, maseczki, testy...

Posłowie KO złożyli zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do prokuratury. Osobne pytania wysłali do szefa MSWiA i koordynatora ds. służb Mariusza Kamińskiego oraz do Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Chcą ustalić, czy rzeczywiście firma E&K otrzymała pozytywną rekomendację od służb przed rozpoczęciem negocjacji, a jeśli tak, to czy istnieje jakiś ślad korespondencji na ten temat.

KO przygotowuje też projekt komisji śledczej – nie tylko w sprawie respiratorów, ale w ogóle sprzętu medycznego zamawianego przez resort zdrowia. Mowa m.in. o maseczkach ochronnych, ściągniętych po zawyżonych cenach od znajomego Łukasza Szumowskiego, i o nieskutecznych testach antygenowych, sprowadzonych za 29,9 mln dol. z Korei Południowej. Do tej pory do Centralnej Bazy Rezerw Sanitarno-Przeciwepidemicznych w Porębach trafiło 150 tys. z miliona zamówionych testów. Szumowski nie chce ujawnić szczegółów umowy, twierdząc, że jest właśnie renegocjowana.

Do powołania komisji śledczej potrzebna jest bezwzględna większość głosów. Pomysł musiałoby poprzeć pięciu posłów Zjednoczonej Prawicy, a to mało prawdopodobne.

Czytaj też: Problemy Szumowskiego. Maseczki, testy i złe znajomości

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną