Szła w przeciwną stronę niż Marsz Powstania Warszawskiego, funkcjonariusze podjęli więc wobec niej interwencję. Ale się spóźnili, zdążyła wejść na schody Bazyliki Świętego Krzyża. Zrobiła się afera, bo trzymała tęczową flagę. Elżbieta Podleśna.
Tęczowa flaga przed bazyliką
Paru policjantów towarzyszyło jej już w drodze do kościoła, ale aktywistka minęła ich i weszła na schody. Tu została przyparta do muru – kilkoro funkcjonariuszy nie pozwalało jej się ruszyć. Dołączyła do niej jeszcze dwójka z trojga aktywistów, którzy nie chcieli zostawić jej samej. Wszyscy działają niezależnie, nie przynależą do ruchów obywatelskich.
W tej samej chwili przed kościół dotarło czoło Marszu Powstania Warszawskiego organizowanego przez Roty Niepodległości i Marsz Niepodległości. Na schody z fotoreporterami wbiegła ekipa straży Marszu Niepodległości w pomarańczowych kamizelkach. Zrobiło się zamieszanie.
Aktywista Kajetan Wróblewski krzyknął do Podleśnej: „Daj flagę, to cię zostawią”. Flagi w zasadzie były dwie: polska i tęczowa na jednym drzewcu. Tłum na widok tęczy wykrzykiwał agresywne hasła.
Czytaj też: Dlaczego LGBT budzi tyle emocji?
Podleśną wypuszczono spod ściany, a Wróblewski położył jej rękę na drzewcu. Przez chwilę trzymała obie flagi – zmęczona, czerwona ze zdenerwowania, z krwawiącym łokciem.