W sprawie wysokości rachunku jest pewne zamieszanie, ale trend wydaje się spadkowy. Na początku nowego kryzysu ściekowego w Warszawie ministrowie Mariusz Błaszczak i Michał Dworczyk mówili, że w zeszłym roku opanowanie go kosztowało 50 mln zł. Później oczekiwania wobec władz miasta rząd zredukował do 4–5 mln, bo okazało się, że można wykorzystać infrastrukturę po poprzedniej operacji, a stolica miałaby tylko zapłacić za most pontonowy.
Czytaj też: Jak „Czajka” podtapia Trzaskowskiego
Awaria „Czajki” i wycena Błaszczaka
Najnowsze wypowiedzi Błaszczaka sugerują zejście z ceny nawet poniżej miliona. Minister w wypowiedziach do kamer zapewniał, że „kwoty będą niższe niż strefa relaksu stworzona przez prezydenta Trzaskowskiego na pl. Bankowym i niższe niż dotacje dla organizacji pozarządowych, które zajmują się ideologią równościową”.
Błaszczak nie byłby sobą, gdyby odpuścił porównania do krytykowanych decyzji ratusza. Ale właśnie dzięki temu można oszacować koszty wojskowej usługi dla miasta. Jeśli minister, mówiąc o dotacjach, miał na myśli dane bliskiej mu zapewne fundacji Ordo Iuris, to w raporcie z października 2019 r. pisała ona o 876 tys. zł. Z kolei wyśmiewana strefa relaksu miała kosztować 920 tys. zł.
Minister zapewnia więc, że praca saperów wykonana na rzecz stolicy ma być tańsza, a z drugiej strony – co zaskakuje – urzędnicy MON podkreślają, iż wycena operacji będzie możliwa najwcześniej w grudniu. „Koszty obejmujące siły i środki przeznaczone na budowę, utrzymanie i demontaż mostu pontonowego zostaną określone po zakończeniu zadania” – tak brzmi kluczowe zdanie z wyjaśnień resortu nadesłanych na moją prośbę, gdy saperzy zabierali się w ubiegłym tygodniu do roboty.