W rozmowie z braćmi Karnowskimi dla tygodnika „Sieci” Jarosław Kaczyński całkowicie błędnie i fałszywie przedstawił Irlandię jako „pustynię katolicką z szalejącą ideologią LGBT”. Ten wypaczony obraz posłużył mu jako przestroga dla Polski, przed którą rzekomo też staje to wymyślone na prawicy zagrożenie. I do pełnego pychy przedstawienia siebie jako obrońcy fundamentów społeczeństwa i cywilizacji. Błędna diagnoza może prowadzić do złej polityki, a to dotyczy już nie tylko fanów i wyborców prezesa PiS.
Czytaj też: Atakują ks. Wierzbickiego, bo poręczył za Margot
Prawdziwe źródło irlandzkiego kryzysu
Kłamstwo irlandzkie Kaczyńskiego polega na przemilczeniu prawdziwego powodu kryzysu Kościoła i katolicyzmu na Zielonej Wyspie. Jest nim pedofila i systemowe, wieloletnie chronienie jej sprawców przez władzę kościelną we współpracy ze świecką. Na tym tle Kościół instytucjonalny w Irlandii utracił wiarygodność w społeczeństwie i stracił poparcie klasy politycznej. Wierni wypowiedzieli mu lojalność. Poczuli się oszukani i zmanipulowani przez ludzi Kościoła oraz sympatyzujących z nim polityków. Zażądali zmian, a część ludzi bezpowrotnie odeszła.
To z kolei utorowało drogę do zmiany kulturowego paradygmatu z narodowo-katolickiego na obywatelski. W ślad za zmianą mentalności poszły szybkie i głębokie reformy prawa drogą referendów. Obywatele Republiki Irlandzkiej w otwartej i swobodnej debacie wyrazili w większości zgodę na legalizację prawa do aborcji (2018), a wcześniej małżeństw osób tej samej płci (2015) i rozwodów (1995). Jeśli z przykładu irlandzkiego płynie jakaś lekcja dla Polski, to zupełnie inna, niż sugeruje Kaczyński: to tolerowanie grzechów, zaniedbań, zaniechań i całej kultury milczenia wokół nich w Kościele i państwie podkopało fundamenty katolicyzmu irlandzkiego, a nie działanie jakichś wrogich mu „ideologii”.
Czytaj też: Biskupi chcą leczyć z homoseksualizmu
Kościół. Scenariusz z Zielonej Wyspy
Jeśli Kościół rzymskokatolicki w Polsce chce uniknąć irlandzkiego scenariusza, powinien całkowicie zmienić swoją postawę i politykę w kwestiach kulturowych i obyczajowych. Porzucić język konfrontacji, insynuacji i stygmatyzowania, potraktować serio prawo kościelne i świeckie, zerwać toksyczną więź z basującymi Kościołowi politykami, a przede wszystkim czerpać nie z fałszywych proroków ultrakatolickiej kontrkultury, tylko z przesłania Ewangelii, której ma być świadkiem dla wierzących i niewierzących.
To jest rola chrześcijaństwa we współczesnym międzykulturowym świecie. Kościół sięgający po przymus państwowy w obronie swojego statusu i pozycji jest zaprzeczeniem jego soborowej wizji. Zawoalowane groźby Kaczyńskiego, że w obronie rzekomo zagrożonych wartości chrześcijańskich należy użyć „wszystkich środków, którymi dysponuje państwo w obronie prawa”, tylko pogłębią obecne konflikty. Żywe i prawdziwe chrześcijaństwo obroni się samo siłą świadectwa.
Czytaj też: Dwie nowe afery pedofilskie. Kościół pokazuje gest Piłata
Młodych odpycha obłuda
Przymusem można jednych zastraszyć i zniechęcić, a innych dodatkowo zradykalizować. To nie przymus ma być drogą Kościoła i państwa obywatelskiego, lecz usuwanie społecznych, politycznych i kulturowych przyczyn antyklerykalnej i antyreligijnej radykalizacji znaczącej części społeczeństwa, w tym najmłodszego pokolenia.
Wrażliwi i zdolni do krytycznego myślenia młodzi mają zupełnie inny obraz świata niż pan Kaczyński, który z biało-czerwonym bukietem przybył na ślub prezesa Telewizji Polskiej, wiedząc doskonale, że ślub był możliwy dzięki wyjednanemu w Kościele unieważnieniu poprzedniego wieloletniego małżeństwa tegoż prezesa.
Tych młodych odpychają obłuda, podwójne miary moralne, cyniczne wykorzystywanie Kościoła i wiary do konsolidacji władzy politycznej. Nie potrzebują zużytych matryc pojęciowych, frazesów i „różańców bojowych”, aby budować własne życie w zgodzie ze swymi wartościami, które wywodzą z chrześcijaństwa lub innych źródeł.
Czytaj też: Narzeczone księży