Prawy, sprawiedliwy i pobożny wykładowca etyki stał się przedmiotem zorganizowanej kampanii wzywającej do jego usunięcia z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. To reakcja ultrakatolików na wypowiedzi ks. Wierzbickiego w sprawie aktywistki Margot. Nie dość, że duchowny za nią poręczył, aby mogła opuścić areszt i stanąć przed sądem z wolnej stopy, to jeszcze oświadczył, że poręczenia za nią nie żałuje.
Zaznaczył, że nie pochwala jej sprzecznych z prawem działań ani jej mogących obrażać uczucia religijne wypowiedzi po zwolnieniu z aresztu. Ale dodał, że dziwi go obojętność środowisk katolickich wobec obrażania uczuć osób ze środowisk LGBT. Pytał retorycznie, co ma homofobia wspólnego z obroną życia i czy zohydzanie ludzi o innych tożsamościach seksualnych nie szkodzi „wzniosłym ideom pro-life”.
Antyświadectwo wiary
Odpowiedź dostał brutalną. Po Lublinie zaczął krążyć mobilny baner wzywający do usunięcia ks. prof. Wierzbickiego z uczelni, puszczono w ruch petycję z tym samym żądaniem, a w internecie wybiło przeciwko niemu szambo. A rektor KUL ks. prof. Mirosław Kalinowski napisał w swoim oświadczeniu, że stanowisko zajęte przez ks. Wierzbickiego nie jest stanowiskiem KUL i wyraża wyłącznie prywatne opinie ks. prof. Wierzbickiego. Ależ oczywiście, że to są prywatne opinie, a ks. Wierzbicki nigdy nie aspirował do zajmowania stanowiska w imieniu uczelni czy Kościoła. Właśnie na tym polega debata publiczna, że ludzie wyrażają swoje opinie. Możemy się z nimi zgadzać czy nie zgadzać, ale jeśli nie naruszają jej reguł, nikogo nie obrażają, za to wnoszą sensowne treści, to zasługują na szacunek i cywilizowaną dyskusję, a nie na brutalną dyskredytację i wezwania do represji.