Nową tradycją rządów PiS jest to, że najważniejsze informacje przekazuje się podczas krótkich, spóźnionych oświadczeń polityków tej formacji, oczywiście bez możliwości zadawania jakichkolwiek pytań. Tak było z ponownym zawiązaniem koalicji (trzy kwadranse po czasie, 20 min, żadnych pytań) i tak było dzisiaj przy ogłoszeniu składu nowego rządu (pół godziny spóźnienia, zdawkowe oświadczenia i też bez czasu dla dziennikarzy).
Czytaj też: Popękana Zjednoczona Prawica
Było dużo, będzie mało
Mateusz Morawiecki przekonywał, że „zmiany w rządzie mają w mniejszym stopniu charakter personalny, a w większym – strukturalny”. Nowa, skromniejsza struktura gabinetu PiS, składającego się z 14 resortów, ma służyć lepszemu podejmowaniu decyzji. Premier obiecał, że jego rząd będzie „zmniejszał zakres działania Polski resortowej”, choć nie dodał, że w ten sposób spróbuje bohatersko pokonać problemy, które wcześniej sam stworzył.
Przecież niecały rok temu ten sam Mateusz Morawiecki stanął na czele rozdętego gabinetu z 20 resortami, 24 konstytucyjnymi ministrami i grubo ponad setką wiceministrów. Taka była mądrość etapu: trzeba było zadowolić ambicje wszystkich partii, frakcji, partyjek i frakcyjek tzw. zjednoczonej prawicy. Teraz na pierwszym planie ma być sprawność i dyscyplina – zresztą zobaczymy. Zniknęły m.in. ministerstwa cyfryzacji, funduszy europejskich (te działy przejęła kancelaria premiera) czy sportu (poszedł do kultury). Połączono edukację z nauką i szkolnictwem wyższym oraz środowisko i klimat.