Wicepremier Jacek Sasin od dłuższego czasu na własne życzenie jest postacią anegdotyczną. Swoimi osiągnięciami w zakresie drukowania kart wyborczych oraz makijażu na koszt podatników skutecznie odciąga uwagę od osiągnięć premiera, prezydenta i samego prezesa. Być może taka już jest jego rola w rządzie – świadomie czy nieświadomie przez niego przyjęta.
W każdym razie – jak mało kto Sasin umie jednych rozśmieszyć, a innych wkurzyć. W środę w Programie I Polskiego Radia był łaskaw zabłysnąć sztuką retorycznego kontrapunktu, zestawiając pochwały dla rządu na okoliczność wybornego przygotowania na druga falę epidemii z przyganą w stronę lekarzy. „Niestety występuje taki problem jak brak woli części środowiska lekarskiego. […] Oczywiście bardzo wielu lekarzy, pielęgniarek, personelu medycznego z wielkim poświęceniem wykonuje swoje obowiązki, ale część tych obowiązków wykonywać nie chce” (ze strachu przed zakażeniem).
Lekarze zażądali przeprosin
Lekarze nie należą do niewrażliwych na swoim punkcie ani do potulnych. Uszu po sobie nie położyli. Posypały się komentarze i drwiny, a także formalne reakcje. Prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Andrzej Matyja zażądał przeprosin, określając wypowiedź Sasina jako policzek wymierzony całemu środowisku. Sasin jednakże nie daje za wygraną i twierdzi na przykład, że w województwie opolskim niemal 95 proc. lekarzy nie stawiło się na wezwanie wojewody do walki z epidemią.
Ten komentarz Sasina pokazuje, gdzie jest pies pogrzebany.