Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Rząd ponad prawem. Dodatki dla lekarzy zamrożone

Karetka przed szczecińskim szpitalem Karetka przed szczecińskim szpitalem Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Znaleźliśmy się w rzeczywistości prawnej, której polskie prawo nie przewiduje. Premier może wstrzymać wejście w życie każdej ustawy, która mu się nie spodoba.

Kiedy lekarze dostaną wreszcie dodatki za ciężką pracę w czasach pandemii, z narażeniem zdrowia i życia? Przyznaje im je, w wysokości 100 proc. dotychczasowego wynagrodzenia, ustawa już uchwalona przez parlament i podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę. Zgodnie z prawem powinna więc już wejść w życie, a jednak ciągle nie obowiązuje. Okazuje się bowiem, że premier Morawiecki nie pozwala jej opublikować. Po prostu.

Czytaj też: Same szpitale i łóżka życia nam nie uratują

Łamanie prawa już nie dziwi, wciąż oburza

Znaleźliśmy się w rzeczywistości prawnej, której polskie prawo nie przewiduje. Konsekwencje są trudne do wyobrażenia. Premier może wstrzymać wejście w życie każdej ustawy, która mu się nie spodoba. Albo nie spodoba się prezesowi. Jego władza, nienadana mu przez konstytucję, okaże się większa niż władza Sejmu, Senatu i prezydenta razem wziętych.

To nie jest obchodzenie prawa, ale jego wyraźne łamanie. Absolutnie bezkarne, za to z cichą akceptacją Jarosława Kaczyńskiego, któremu ustawa, przyznająca lekarzom 100-proc. dodatki, po prostu się nie podoba, co wykrzyczał z trybuny sejmowej. Jego zdaniem Polski na nią nie stać, jej uchwalenie zaś nie jest niedopatrzeniem czy może niechlujstwem rządzącej większości, ale po prostu wredną robotą opozycji. W tym kontekście zachowanie premiera, teoretycznego zwierzchnika wicepremiera Kaczyńskiego, przestaje dziwić. Ale nie przestaje oburzać.

Czytaj też: Ile jeszcze mamy respiratorów? Kiedy zabraknie personelu?

Medycy lepsi, gorsi i handlarze bronią

Cała sprawa zaczęła się, gdy wicepremier Jacek Sasin publicznie stwierdził, że część środowiska medycznego wykazuje niedostateczne zaangażowanie w walkę z pandemią. Pielęgniarki, lekarze i ratownicy, najbardziej narażeni na zakażenie, poczuli się oburzeni. Rządzący z opóźnieniem uświadomili sobie, że zrażanie medyków w sytuacji, gdy oczekuje się od nich pracy ponad siły, może przynieść odwrotne skutki. Postanowiono udobruchać ich większymi pieniędzmi, więc w kolejnej ustawie antycovidowej znalazł się zapis o 100-proc. dodatkach do wynagrodzeń, ale tylko dla tych, którzy na front walki z pandemią zostaną skierowani przez wojewodów. Ci, którzy narażali życie do tej pory, dodatków mieli być pozbawieni.

Skutki skłócenia i podzielenia środowiska medycznego mogły okazać się jeszcze groźniejsze niż wypowiedź Sasina. Pielęgniarka w szpitalu covidowym, która opiekuje się zakażonymi pacjentami, bo pracuje w nim od lat, dodatku by nie dostała. Ale osoba mniej wykwalifikowana, bez doświadczenia, skierowana do placówki przez wojewodę, już dostałaby dodatek w wysokości podwójnych zarobków. Senat ten zapis zmienił, przyznając środki wszystkim pielęgniarkom, lekarzom i ratownikom. Fakt, kosztowałoby to państwo więcej, ale nie da się przejść przez pandemię bezkosztowo. Lepiej, żeby zarobiły na niej pielęgniarki niż handlarze bronią czy instruktorzy narciarscy.

Czytaj też: Lekarze alarmują. Zaraz będziemy tu mieli Lombardię

Ustawa o dodatkach jest, ale jej nie ma

Sejmowa opozycja nie byłaby w stanie tej poprawki przegłosować bez pomocy posłów partii rządzącej. Do części z nich dotarły argumenty Senatu, więc zagłosowali za. Prezes doskonale o tym wie. Wygodniej jednak zwalić problem na opozycję, nie przyznając, że traci się kontrolę nad własną partią. Reszta jest już czystym bezprawiem.

PiS dodatków całemu środowisku przyznać nie chce. Przygotował więc nowelizację, w której przywraca pierwotne zapisy przyznające większe pieniądze tylko niektórym. Nie można jednak nowelizować ustawy, która ciągle nie została opublikowana, a więc praktycznie jej nie ma. Lekceważenie prawa w jednym miejscu powoduje łamanie go w innym.

Tkwimy więc w takim punkcie: ustawa przyznająca 100-proc. dodatki jest, ale jej nie ma. A nowelizacji, która części środowiska medycznego te dodatki odbiera, uchwalić nie można, bo... patrz punkt pierwszy. Pytanie: kto w Polsce rządzi? Jak to się ma do konstytucji? Pewnie zadawać je będziemy jeszcze nie raz.

Raport: Epidemia się rozpędza. Czy służba zdrowia to wytrzyma?

Politycy umywają ręce

Dodatki miały być marchewką skłaniającą ludzi, bez których nigdy z pandemii nie wyjdziemy, do jeszcze cięższej, dłuższej i bardziej ofiarnej pracy. Tą pracą, w której narażają życie, mieli w jakiejś części zniwelować brak przygotowania publicznej ochrony zdrowia do drugiej fali pandemii. Naprawić grzechy zaniechania, jakie nieustannie popełniają rządzący, sprzątać po nich. Wielu z nich tych dodatków nie dostanie. Zapłacą natomiast za nieswoje grzechy, bo jacyś winni coraz bardziej tragicznej sytuacji muszą się przecież znaleźć.

System lecznictwa przestał działać. Chorzy nie mogą liczyć na pomoc nie tylko w ratowaniu zdrowia, ale nawet życia. Ostatni przykład – zmarli dwaj mężczyźni, ofiary wypadku drogowego na Lubelszczyźnie. Szpitale, w których próbowały ich umieścić karetki pogotowia, nie przyjęły ich, ponieważ nie były w stanie im pomóc. Z braku lekarzy, oddziałów chirurgii czy też dlatego, że szpital decyzją odgórną miał przyjmować tylko chorych z covidem. Karetki woziły więc rannych od szpitala do szpitala.

Wdrożono śledztwo, czyja to wina. Zapewne okaże się, że lekarzy lub dyrektorów szpitali. Polityków prokuratorzy nie oskarżą na pewno.

Czytaj też: Karetki od szpitala do szpitala

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną