„Szambo wybiło i smród jest niebotyczny”. Tak dominikanin Paweł Gużyński skomentował dla „Gazety Wyborczej” reportaż Marcina Gutowskiego „Don Stanislao”. Przypomniał, że zarzuty o ukrywanie przez kardynała Stanisława Dziwisza pedofilii w Kościele nie są nowe.
Gdy przed laty alarmował o sprawie sam Paweł Gużyński, katolicki publicysta Tomasz Terlikowski nazwał go pałkarzem w habicie i pożytecznym idiotą. Dziś Terlikowski walczy z kościelną „lawendową mafią” i potępia gangrenę moralną toczącą Kościół rzymskokatolicki w Polsce. A przeciwko Gużyńskiemu wszczęto dochodzenie dyscyplinarne w jego własnym zakonie i wyeksportowano go do Holandii, kiedy wezwał do dymisji abp. Marka Jędraszewskiego i całego episkopatu w związku z kościelną kampanią przeciwko „tęczowej zarazie”. Takich sygnalistów było w polskim Kościele więcej, ale ich nie słuchano. Jednak to oni mieli rację. Potwierdzają to decyzje Watykanu.
Rzym przemówił w sprawach abp. Głódzia, biskupów Janiaka i Szkodonia (wszyscy nominowani przez Jana Pawła II), a ostatnio, zmarłego 16 listopada, kardynała Gulbinowicza. Dochodzenia kościelne przeciwko nim dotyczą chronienia księży krzywdzących bezbronne dzieci. Ten dramat obejmuje setki, może tysiące wiernych, którzy zaufali swoim kościelnym przewodnikom. A lista polskich biskupów wziętych pod lupę przez watykańską Kongregację Wiary jest dłuższa. Każda z ujawnianych spraw bulwersuje, wszystkie składają się na posępną opowieść o tym, jak Kościół w Polsce nie poradził sobie z tym wyzwaniem moralnym i duszpasterskim. Jak odwrócił się od ofiar, a stanął po stronie ich krzywdzicieli w przeświadczeniu, że tego wymaga dobro Kościoła.
Dziś patrzymy z osłupieniem, jak wielkie figury Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce odchodzą w niesławie i kłamstwie.