Ta firma to Grupa WB, znana m.in. z produkcji urządzeń łączności, bezzałogowców oraz komponentów systemów artyleryjskich. Uznawana za najważniejszy podmiot prywatnego sektora obronnego w Polsce, od dawna związana z państwowym przemysłem zbrojeniowym. Od kilku lat jest w części własnością rządowego Polskiego Funduszu Rozwoju. Szefowie WB od niedawna występują jako rzecznicy całej zbrojeniówki, mając większą swobodę wypowiedzi niż ściśle kontrolowana Polska Grupa Zbrojeniowa. Przy okazji firma pokazuje rosnące ambicje: wkracza w zastrzeżony dla doświadczonych podmiotów państwowych, strategiczny i mający wielomiliardowe finansowanie obszar obrony powietrznej.
Czytaj też: Kluczowe rakiety bez decyzji. Gdzie wsiąkła Narew?
Z pominięciem MON Błaszczaka?
Z informacji, jakie zebrałem, wynika, że na początku stycznia przedstawiciele Grupy WB rozesłali przygotowany pod koniec 2020 r. raport, który porównuje rozważane przez MON zachodnie opcje w programie obrony powietrznej Narew z propozycją oparcia go na produkowanej na Ukrainie rakiecie R-27. Raportu nie widziałem, ale jego treść opisało mi kilka wiarygodnych źródeł. Ma być bardzo niekorzystny dla zachodnich firm, głównie MBDA UK z pociskiem CAMM i Kongsberga z systemem NASAMS – zarówno jeśli chodzi o koszty, jak i korzyści technologiczne i handlowe.
Sądząc po reakcjach, treść raportu musiała być dla wielu szokiem. Opracowanie miało zostać rozesłane m.in. do kancelarii premiera oraz siedziby PiS przy ul. Nowogrodzkiej, ale z pominięciem MON, choć na Narew ma pójść 30 mld zł ze zbrojeniowych funduszy. Taką grę należy traktować jako ostrą polemikę z koncepcją obrony powietrznej i polityką modernizacyjną resortu Mariusza Błaszczaka.