31 stycznia 2020 r. w Dęblinie Polska podpisała zobowiązanie do zakupu od USA systemu obronnego, który na najbliższe dekady pochłonie istotną część wydatków i określi kierunek pozyskiwania sprzętu związanego z samolotami piątej generacji. Na dzień dobry kontrakt kosztował podatników 4,6 mld dol. (przy obecnym kursie to niecałe 17,3 mld zł). To tylko część kosztów, bo 32 samoloty kupiliśmy bez uzbrojenia, a darmowy serwis skończy się kilka lat po ich wejściu do służby. Dla F-35 trzeba będzie zmodernizować bazy lotnicze, a gdybyśmy chcieli wykorzystać pełnię jego możliwości, należałoby stworzyć sieciocentryczny system wymiany danych między różnymi komponentami sił zbrojnych. Przez to formalnie drugi co do wartości kontrakt obronny jest faktycznie największym.
Liczone w miliardach inwestycje dla F-35 należałoby zaczynać równolegle z pozyskaniem samolotów. Przez miniony rok nikt nie przedstawił jednak opinii publicznej nawet wstępnych kosztów całego programu, skąpe są informacje o postępie zamówienia, mimo że wokół F-35 dzieje się dużo i nie zawsze dobrze. Można śmiało stwierdzić, że zakup tych samolotów to na razie duża zagadka.
Czytaj też: Europa ściga się po F-35. Wszyscy robią to inaczej niż Polska
Nagły atak Harpii
Harpia to tajemnicze i groźne ptaszysko. Żyje w amazońskiej dżungli, poluje w gęstych koronach drzew, głównie na małpy. Nie wiadomo, dlaczego ktoś wybrał właśnie taki kryptonim dla nowych samolotów wielozadaniowych, które mają latać nad środkowoeuropejskimi polami i lasami. Kupione blisko 20 lat temu F-16 ochrzczono przecież swojskim mianem jastrzębi, a polska awifauna oferuje jeszcze wiele innych drapieżników do wykorzystania.