Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Samorząd kontra rząd. Pójdą do sądu po pieniądze na oświatę?

Dzieci klas I–III wróciły do szkół, także w Szczecinie. Dzieci klas I–III wróciły do szkół, także w Szczecinie. Krzysztof Hadrian / Agencja Gazeta
Szczecin chce pozwać skarb państwa z powodu rosnących kosztów utrzymania szkół, za którymi nie nadąża wysokość subwencji. Samorządy od lat dopłacają do edukacji, ale nigdy deficyt nie był tak duży, a lokalne finanse w tak złym stanie.

Władze Szczecina informują, że domagać się będą ok. 46 mln zł, jakie wydały dodatkowo na edukację w latach 2018–20. Sporna kwota dotyczy dopłat do pensji nauczycielskich, które wcześniej w 100 proc. pokrywała subwencja oświatowa. Nadszedł jednak czas realizacji obietnic i wypłaty podwyżek, którymi rząd łagodził gniew pracowników oświaty. Okazało się, że do obietnic musiał się dołożyć samorząd.

Czytaj też: Żywią i głodzą

Zadania – tak, pieniądze – nie

Kto śledzi relacje między samorządem i rządem, wie, że od lat jednym z ważniejszych punktów spornych są zadania, jakie władzom lokalnym powierza władza centralna, nie zapewniając odpowiedniego, zdaniem samorządowców, finansowania. Za rządów Zjednoczonej Prawicy napięcia zintensyfikowały się i mają wręcz programowy charakter. Jarosław Kaczyński nie ukrywa, że obowiązująca w Polsce ustrojowa zasada decentralizacji władzy mu się nie podoba. By zrozumieć dlaczego, wystarczy sięgnąć pamięcią do 2020 r. i wyborów prezydenckich. Nie odbyły się zgodnie z harmonogramem w dużej mierze za sprawą oporu władz lokalnych – wójtowie, burmistrzowie i prezydenci gremialnie odmówili przekazywania list wyborców Poczcie Polskiej, uznając, że byłoby to niezgodne z prawem.

Dodatkową przyczyną niechęci prezesa PiS do samorządów jest bardzo słaba pozycja partii władzy w Polsce lokalnej. Po wyborach samorządowych w 2018 r., mimo olbrzymiego zaangażowania środków, mimo gróźb, mimo obietnic złotych gór w zamian za słuszny wybór, ugrupowania koalicji rządzącej mają władzę w niespełna 10 proc. samorządów, kontrolują tylko kilka miast prezydenckich i żadnej metropolii. Widać najwyraźniej, że logika polityki lokalnej i wyborów, jakich dokonują mieszkańcy gmin i miast, różni się od emocji polityki w wymiarze krajowym. Wysokie poparcie w wyborach do Sejmu nie musi przekładać się na podobne wyniki w terenie.

Czytaj też: Kaczyński samorządom nie ufa. Czas porachunków

Recentralizacja. Nie tylko oświaty

Partia władzy postanowiła nadrobić niepowodzenia bezpośrednim oddziaływaniem na funkcjonowanie samorządu. Doskonałym przykładem są zmiany w prawie oświatowym, nie tylko reforma polegająca na likwidacji gimnazjów, ale także ograniczenie kompetencji władz lokalnych w zakresie zarządzania szkołami na swoim terenie.

Przykładów recentralizacji jest więcej, prof. Dawid Sześciło, członek Zespołu Ekspertów Samorządowych Fundacji Batorego, opisuje proces ograniczania kompetencji samorządu, mówiąc wprost o zmianie ustroju za pomocą ustaw. A prof. Hubert Izdebski podkreśla, że coraz mocniej naruszana jest fundamentalna zasada polskiej konstytucji – pomocniczości. Mówi ona, że wspólnoty lokalne same powinny decydować o sobie i rozwiązywać swoje problemy, korzystając z pomocy wyższych szczebli władzy dopiero wówczas, gdy zasoby lokalne okażą się niewystarczające lub nieadekwatne.

Czytaj też: Czy potrzebne nam nowe województwa

Możliwe załamanie finansów lokalnych

Najlepiej kryzys samorządności i zasady pomocniczości widać, gdy podda się analizie lokalne budżety. Finanse gmin pochodzą ze środków własnych, głównie z udziału w podatku PIT i CIT, podatków lokalnych i innych opłat; z subwencji z budżetu centralnego przeznaczonych na finansowanie zadań powierzonych przez władze centralne; z dopłat ze środków unijnych oraz programów rządowych, jak Fundusz Dróg Samorządowych czy Fundusz Inwestycji Lokalnych.

Prof. Paweł Swianiewicz i dr Julita Łukomska, eksperci w dziedzinie rozwoju lokalnego, w raportach o finansach lokalnych przygotowanych dla Fundacji Batorego w ubiegłym roku zwrócili uwagę, że już w 2019 r. pojawiły się wyraźne symptomy kryzysu i pogorszenia kondycji samorządowych budżetów. Najważniejszym wskaźnikiem okazało się zmniejszenie nadwyżki operacyjnej, czyli środków potrzebnych, żeby prowadzić rzeczywiście autonomiczną politykę rozwojową.

Do tego w budżetach samorządowych zwiększył się udział środków pochodzących z budżetu centralnego. Malejąca nadwyżka plus rosnący udział pieniędzy, o których decyduje administracja centralna, oznacza de facto ograniczenie samodzielności. Sytuacja uległa pogorszeniu w 2020 r. na skutek pandemii covid-19. Prof. Swianiewicz i dr Łukomska w ostatnim ze swych raportów zaczęli wręcz alarmować, ostrzegając przed możliwym załamaniem finansów lokalnych.

Podkast „Batory w Polityce”: Jak odpowiedzieć na centralizm wobec samorządu

Swoi dostają więcej

Czarę goryczy przepełniła analiza sposobu dystrybucji pierwszej transzy Funduszu Inwestycji Lokalnych. Dwa raporty przygotowane dla Fundacji Batorego przez prof. Pawła Swianiewicza i Jarosława Flisa oraz zespół prof. Dawida Sześciły pokazały, że dysproporcje w podziale środków w przeliczeniu na mieszkańca sięgały 1 do 10 – w zależności od tego, kto sprawuje w danej gminie lub mieście władzę.

Łatwo się domyślić, że to samorządy kierowane przez włodarzy afiliowanych przy partii władzy dostawały średnio dziesięciokrotnie większe wsparcie niż ośrodki znajdujące się w rękach opozycji.

Czytaj też: Sztuka dzielenia. PiS daje więcej swoim samorządom

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną