Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał, że dublerzy to nie sędziowie. Zostali bowiem wybrani w procedurze łamiącej polskie prawo. Zatem Trybunał Konstytucyjny, orzekając z udziałem dublerów, nie jest właściwym sądem w rozumieniu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Ten wyrok ETPCz jest – mówiąc Antonim Macierewiczem – porażający. Poraża bezpośredniością stwierdzenia, że polskie władze polityczne uporczywie i z premedytacją łamały prawo po to, by wprowadzić do Trybunału Konstytucyjnego swoich ludzi. Stwierdzenia są poparte faktami i opiniami kilkunastu gremiów międzynarodowych, z Komisją Wenecką na czele. Polski rząd może im przeciwstawić swoje: opłaconych lub wynagrodzonych stanowiskami prawników.
Wyrok odbiera alibi, jakim są orzeczenia Trybunału Julii Przyłębskiej żyrujące łamanie prawa przez władzę – choćby niedawny wyrok usuwający z urzędu rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara. Oczywiście, władza może dalej robić to, co robi szósty rok: łamać prawo, używać Trybunału Przyłębskiej i ignorować wyroki polskich sądów, Trybunału Praw Człowieka czy Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ale nie zmieni to faktu, że Trybunał Przyłębskiej został prawnie unieważniony. Przynajmniej w sprawach, w których orzekali dublerzy. A jest ich już kilkadziesiąt, w tym wszystkie ważne dla władzy.
Ten wyrok Trybunału Praw Człowieka jest też fragmentem przyszłego aktu oskarżenia polskiego rządu, marszałków Sejmu i Senatu i prezydenta Andrzeja Dudy. I to niezależnie od tego, ile ustaw gwarantujących brak odpowiedzialności sobie sprokurują. Żadna władza nie trwa wiecznie.