Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Na granicy umrze więcej osób. Humanitaryzm w zasadach PiS się nie mieści

Znicze pod siedzibą komendy głównej Straży Granicznej w Warszawie Znicze pod siedzibą komendy głównej Straży Granicznej w Warszawie Julia Zabrodzka / Forum
Ziszcza się czarny scenariusz. Kolejny uchodźca umiera po polskiej stronie granicy z Białorusią. Będą kolejne ofiary, to pewne, bo na teren naszego kraju próbują się dostać ludzie skrajnie wyczerpani, wygłodzeni, przemarznięci, chorzy.

Przed takim scenariuszem od dawna ostrzegają organizacje pozarządowe. Grupa Granica skupiająca fundacje i stowarzyszenia działające w rejonie przygranicznym z Białorusią zaapelowała, aby do strefy zamkniętej przez stan wyjątkowy dopuścić medyków: „Jeśli nic nie zrobimy, znajdziemy tam masowy grób!”.

Na granicy zmarło już pięć osób. Jedną z nich znaleziono po stronie białoruskiej, pozostałe skonały w Polsce, kraju, który jest sygnatariuszem konwencji międzynarodowych o prawach człowieka i humanitarnym traktowaniu uchodźców. Mąż kobiety znalezionej po stronie białoruskiej w wypowiedzi dla tamtejszej telewizji (przyznajmy, mało wiarygodnej) oskarżył polskie służby, że umierającą Irakijkę funkcjonariusze z orzełkami po prostu przeciągnęli po ziemi na teren białoruski. I mamy słowo przeciwko słowu, bo Straż Graniczna stanowczo zaprzeczyła.

Od 2 września, czyli wprowadzenia stanu wyjątkowego w trzykilometrowym pasie wzdłuż całej granicy z Białorusią, opinia publiczna zdana jest wyłącznie na suche komunikaty służb państwowych. W zasadzie sprowadzają się do statystyk: tyle i tyle udaremnionych prób przekroczenia granicy, tylu i tylu cudzoziemców zatrzymanych. No i o przypadkach śmierci, ale, co się podkreśla, z winy Łukaszenki, Polska w tej sprawie ma czyste ręce.

Co z zatrzymanymi dzieje się dalej – nie wiadomo. Czy przebywają w zamkniętych ośrodkach Straży Granicznej i są poddawani procedurze weryfikacyjnej, po zakończeniu której dostaną status osoby objętej ochroną międzynarodową?

Reklama