Kilkaset nieuzbrojonych, zziębniętych, głodnych, zagubionych osób ma stanowić wyjątkowe zagrożenie dla państwa i jego obywateli. Gdy z tego powodu Sejm zatwierdzał stan wyjątkowy, trwał protest ratowników medycznych, a według danych Ministerstwa Zdrowia do nagłych przypadków nie wyjechała jedna czwarta karetek pogotowia. Rząd z ratownikami nie rozmawia. Jak widać, zdecydowanie większym zagrożeniem jest spodziewanych kilka tysięcy uchodźców.
Czytaj też: Premier tumani i przestrasza
Oskarżanie opozycji, straszak terroryzmu
Prezydent Andrzej Duda nie przyszedł na posiedzenie, na którym Sejm rozpatrywał jego rozporządzenie ogłoszone na wniosek rządu. To pokazuje, jak poważnie traktuje rzekome zagrożenie, przed którym ma bronić polski naród ogłoszony przez niego stan wyjątkowy na polsko-białoruskiej granicy.
Przed głosowaniem premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że poparcie dla stanu wyjątkowego to akt patriotyzmu. – Polacy przelewali krew za granicę, granica jest świętością – mówił. I tę świętość naruszają nielegalni „migranci”, „dowożeni samochodami służb specjalnych Białorusi”. Opozycję oskarżył o „zbijanie kapitału politycznego na nieszczęściu”. „Zbijać” go mieli ci posłowie, którzy usiłowali dostarczać pomoc uchodźcom w Usnarzu Górnym.