Premier Mateusz Morawiecki w przemówieniu sejmowym wyłożył na stół pisowskie karty. To nie PiS chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej, tylko Donald Tusk. Widocznie Morawiecki przespał „okupację brukselską” Marka Suskiego, „poradzimy sobie bez funduszy UE, jeszcze będą od nas pożyczać” Adama Glapińskiego, antyunijne pobrzękiwanie szabelką Zbigniewa Ziobry i innych figur obozu Jarosława Kaczyńskiego. Tuskowi dał odpór za całokształt, pocałunkiem Judasza poczęstował lewicę Włodzimierza Czarzastego.
Karty znane i zużyte
Totalna odmowa zmierzenia się z krytyką demokratów ma dwa powody. Pierwszym jest utrzymujące się wysokie poparcie dla pozostania Polski w UE i prawie połowa obywateli przekonanych, że polexit może nastąpić w efekcie zaostrzającego się sporu obozu Kaczyńskiego z Brukselą wokół praworządności. Dodatkowym powodem odporu Morawieckiego była fala prounijnych manifestacji, jaka przetoczyła się przez Polskę ubiegłej niedzieli.
Sukces demokratów zmobilizował do kontrataku propagandę rządową. Piarowcy „Zjednoczonej Prawicy” wyszykowali dla Morawieckiego „narrację” opartą na trzech elementach: straszeniu Tuskiem, utracie suwerenności i rzekomym „superpaństwie europejskim”, w którym Polska będzie jednym z wielu „regionów”, a nie samodzielnym państwem narodowym, oraz na straszeniu uchodźcami i Niemcami.
Niby nic nowego, bo te karty są znane i zużyte od dawna, ale Morawiecki je teraz przetasował i wyłożył tak, by na nowo zmobilizować pisowski elektorat i wyposażyć go w argumenty w coraz gorętszych dziennych i nocnych rozmowach rodaków o kondycji i przyszłości Polski pod rządami Kaczyńskiego.