Inflację to ja mam na paragonach. W garnkach – mówi starsza pani. I wylicza: na rękę dostaje 1540 zł, mąż – 1780. Z jego emerytury płacą za czynsz, telefony, prąd, gaz, telewizję i radio. To, co zostaje, dokładają do jej emerytury. Musi starczyć na leki (cukrzyca, nadciśnienie, niedoczynność tarczycy – stały zestaw większości starszych osób). No i na jedzenie.
Czytaj też: Ceny na dopalaczach. Jedne wzrosty napędzają kolejne
Mąż bierze gazetki i sprawdza, gdzie taniej
– Mięso jemy dwa razy w tygodniu. Ryby raz, bo są drogie. Bardzo podrożały warzywa. Kilogram pora kosztuje 10 zł! Bułki w dyskoncie jeszcze niedawno kosztowały 60 gr, a teraz 85! A taka z ziarnami, kupuję czasem dla wnuka, to 1,25 zł. Olej zdrożał, już prawie 10 zł kosztuje – wylicza Ewa Wójcicka i dodaje, że mają na osiedlu sklepy dużych sieci handlowych. Mąż zawsze bierze do domu gazetki i sprawdzają, gdzie jest taniej. Jak w jednym jest promocja na karkówkę (z 17,99 zł na 8,99), to kupują dwa opakowania. Jedno idzie do zamrażarki, z drugiego są dwa obiady albo pieczeń do chleba. Potem sprawdzają, co jest tańsze w drugim. I tak na zmianę polują na promocje.
– Na szczęście możemy na zakupy pójść rano. Mamy też blisko bazar i tam na zaprzyjaźnionym stoisku kupujemy jajka, takie ze wsi. Warzywa najtańsze są w dyskoncie, a owoców jemy mało, bo podnoszą cukier, ale jak widzę jabłka po 5 zł na targu, to aż chcę się za głowę złapać. Żeby tyle kosztowały na początku sezonu? To co będzie zimą? – zastanawia się starsza pani.