Janusz Kowalski, poseł Solidarnej Polski, czyli także klubu PiS, ogłosił w eterze (na antenie Radia ZET), że prof. Adam Horban, przewodniczący Rady Medycznej przy premierze RP i główny doradca szefa rządu do spraw covid-19, groził mu... nożem. Co więcej, pogróżka miała dotyczyć także posłanki Anny Marii Siarkowskiej, jego koleżanki z sejmowych ław, klubu PiS i widowiskowych akcji w rodzaju najazdu na dom dziecka w Nowym Dworze Gdańskim w poszukiwaniu rzekomych ofiar przymusowych szczepień. Kowalski pożalił się też, że premier nie reaguje, choć on „cały czas” żąda „odwołania tego człowieka z Rady Medycznej”.
Dopytywany doprecyzował, że chodzi mu o złożoną swego czasu przez „pana profesora” deklarację, „że otwiera mu się nóż i chętnie by tego noża użył w stosunku do posłów”.
Czytaj też: Rada od parady. Eksperci radzą, rząd robi swoje
Nóż się Horbanowi otwiera. W kieszeni
Chodziło zapewne o audycję w TVN24 w sierpniu, kiedy prowadząca zapytała prof. Horbana, czy na wieść o poczynaniach Kowalskiego i Siarkowskiej, utrudniających szczepienie dzieci, „nie otwiera się nóż w kieszeni”. „Gdybym umiał się posługiwać tym nożem, to pewnie bym się posłużył” – odparł, lekko się zaśmiewając. A gdy dziennikarka zasugerowała, że może warto posłużyć się igłą i polityków po prostu zaszczepić, żeby „przestali opowiadać to, co rozwożą po świecie”, stwierdził, że „nie ma szczepionki na głupotę, niestety”.
I pewnie to ostatnie stwierdzenie było dla Janusza Kowalskiego bolesne, skoro teraz oskarżył prof. Horbana o grożenie mu agresją z użyciem broni. Przypomnijmy: chodzi o krajowego konsultanta w dziedzinie chorób zakaźnych, kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych dla Dorosłych Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, zastępcę dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie, wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, by wymienić tylko kilka funkcji naukowych, akademickich i lekarskich prof. Adama Horbana.
Czytaj też: Co planuje Ziobro i jego ludzie
Weto, polexit i Matka Boska
Internauci zaczęli nabijać się z posła, powstały już dziesiątki memów (np. „zgłosił do prokuratury wylanie dziecka z kąpielą” albo „czy rozbiera się do rosołu?”). Aby jednak diagnoza była pełna, a sprawa jasna, wystarczy wymienić kilka innych równie brawurowych wystąpień Janusza Kowalskiego tylko z ostatniego roku. I tak:
• kiedy w grudniu 2020 r. trwała dyskusja nad budżetem Unii Europejskiej (oraz 750 mld euro Funduszu Odbudowy, przeznaczonego na ratowanie gospodarek po kryzysie pandemicznym), rząd Mateusza Morawieckiego próbował szantażować wspólnotę zawetowaniem planu pomocy w razie uzależnienia go od reguły „pieniądze za praworządność”. Zasada miała zapobiec defraudowaniu pieniędzy przez skorumpowanych urzędników i służyć przestrzeganiu przyjętych standardów prawnych. Janusz Kowalski był jeszcze bardziej radykalny – wzywał „weto albo śmierć!” oraz wypisywał, że „Polska nie jest na sprzedaż!!” [tak w oryginale – KB]. A gdy premier w obliczu utraty kasy stulił uszy i zgodził się na unijne rozwiązanie, poseł (wówczas także członek rządu w randze wiceministra) oskarżył go o akceptację „odebrania Polsce części suwerenności”, za co odpowie „przed Bogiem, narodem i historią”.
• w tym samym czasie obwieścił w mediach, że nie zaszczepi się przeciwko koronawirusowi, bo to kwestia „wolności i decyzji każdego człowieka”. Grzmiał przy tym, że „polskie państwo nie może zmuszać nikogo, żeby się szczepić”. Równocześnie szalała kolejna fala pandemii, rząd zaś prowadził jeszcze kampanię proszczepionkową, ba, uznawał tzw. narodowy program szczepień przeciw covid-19 za priorytet.
• gdy w efekcie tego rodzaju wyskoków Janusz Kowalski został w lutym 2021 r. z wiceministerialnej posady odwołany, komentował, że kończy pracę w rządzie, ale będzie pracował „dla Polski”. Zapowiedział m.in. sprzeciw wobec „transformacji energetycznej”, „niekontrolowanej dekarbonizacji” oraz, naturalnie, „wysokim cenom energii i ciepła”.
• niedawno, bo na początku listopada, poseł Kowalski zasugerował, że w 2027 r. („kiedy zakończy się obecna perspektywa budżetowa”) mogłoby dojść po prostu do referendum w sprawie wyjścia Polski z UE. Argumentował: „Jeśli nie zatrzymamy eurokratów, koszty życia w Polsce będą zbyt duże. Wyjście Polski z UE uderzy w gospodarkę niemiecką, dlatego musimy zacząć grać twardo. Polska nie może być żebrakiem UE”.
• równie niedawno poseł Kowalski pielgrzymował na Jasną Górę, by w pierwszym rzędzie klasztornych ławek zawierzać Matce Boskiej Częstochowskiej... kopalnię Turów. Wcześniej razem z dyrekcją i związkowcami z zakładu (oraz inną swoją polityczną koleżanką Beatą Kempą) protestował w Warszawie pod przedstawicielstwem Komisji Europejskiej przeciw decyzji Trybunału Sprawiedliwości, który nakazał zamknięcie kompleksu do czasu rozstrzygnięcia sporu z Czechami.
• na Twitterze zamieścił z kolei grafikę ilustrującą, ile jego zdaniem Polska straci na kupnie uprawnień do emisji CO2. Kiedy zaś wywiązała się dyskusja na temat węgla jako głównego paliwa w kraju i przywołano statystyki przedwczesnych zgonów, których przyczyną było zanieczyszczenie powietrza, zakwestionował je: „40 tys. osób umiera w Polsce z powodu jakości powietrza? Poważna teza. A więc proszę o zweryfikowany dowód – źródło naukowe/statystyczne. Wiarygodne. Nie zielony PR jakiejś fundacji. Według mojej wiedzy to nadużycie i nie ma takiego badania”. Na odpowiedź nie czekał długo – internauci, zgodnie z życzeniem, podali źródło... czyli rządową stronę programu „Czyste powietrze”, i cytowali: „W Polsce z powodu chorób wywołanych zanieczyszczonym powietrzem rocznie umiera ok. 45 000 osób, czyli ponad 7 razy więcej niż w wyniku biernego palenia”.
Czytaj też: Gdzie są konfitury? Na czym naprawdę korzystamy w Unii
Janusz Kowalski: „Tu jest Polska!”
W podobnym stylu Janusz Kowalski działa w terenie, czyli na Opolszczyźnie, z której zasiada w parlamencie. Tu tylko dwa przykłady:
• w czerwcu, gdy można było świętować 30. rocznicę traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy między Polską a Niemcami, poseł Kowalski zaproponował, by układ… poprawić. Pod Konsulatem Republiki Federalnej Niemiec w Opolu wezwał rząd, by przeforsował dopisanie punktów przewidujących uznanie statusu mniejszości narodowej Polaków w Niemczech, zwrot mienia zagrabionego przez nazistów Związkowi Polaków w Niemczech oraz „symetryczne finansowanie nauki języka polskiego w Niemczech”.
• co rusz ponawia też żądanie usunięcia niemieckich wersji tablic miejscowości na podopolskich dworcach kolejowych (chodzi o dwie stacje we wsiach zamieszkałych przez ustawowo uznaną mniejszość niemiecką). W swoich monitach używa przy tym frazeologii typu: „Tu jest Polska!”. Z kolei na budynku dworca PKP w samym Opolu chce zawiesić tablicę przypominającą tzw. Pięć Prawd Polaków (ogłosił je 83 lata temu w Berlinie, w ówczesnej rzeczywistości politycznej, Związek Polaków w Niemczech) takiej oto treści: „1. Jesteśmy Polakami, 2. Wiara ojców naszych jest wiarą naszych dzieci, 3. Polak Polakowi bratem, 4. Co dzień Polak Narodowi służy, 5.Polska Matką naszą, o Matce nie wolno mówić źle”.
Naturalnie wszystko to można uznać za dogłębnie przemyślaną strategię budowania własnej pozycji politycznej czy może też pozycji Solidarnej Polski na wypadek rozejścia się koalicji: a to w oparciu o przeciwników Unii, a to o antyszczepionkowców, a to górników z Bogatyni, a to antyniemieckich narodowców z Opolszczyzny... Wiele wskazuje jednak na to, że w przypadku Janusza Kowalskiego byłoby to zbyt wydumane wytłumaczenie.
Czytaj też: Akcja repolonizacja