Właściwie nie wiadomo, co miało dać dzisiejsze spotkanie w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – a więc premiera i najważniejszych osób w państwie, w które właśnie uderzył wariant omikron – z opozycją.
Odbywały się już przecież podobne rozmowy w Sejmie z Elżbietą Witek. Tak jak wtedy, tak i teraz przedstawiciele wszystkich partii parlamentarnych oraz kół sejmowych liczyli, że rząd zapozna ich z jakimiś szczegółowymi rozwiązaniami, które planuje wdrożyć u progu piątej, wysokiej fali pandemii, by zapobiec katastrofie w ochronie zdrowia.
Ale znów niczego nie ujawniono i do żadnych wspólnych ustaleń nie doszło. Po raz kolejny widać więc, że zwoływanie takich spotkań ma zamysł wyłącznie propagandowy. Być może to jeszcze jeden sposób, aby odsunąć konieczne, niepopularne decyzje, które i tak muszą zapaść w Sejmie, gdzie zostaną zapewne storpedowane przez grono kontestujących pandemię i szczepienia posłów Zjednoczonej Prawicy. Ale czy stanie się to już w najbliższych dniach, w środę lub w czwartek?
„Łagodniejszy” omikron, który zgotuje nam armagedon
Rząd jest za, a nawet przeciw
Rzecznik rządu Piotr Müller poinformował po spotkaniu w KPRM, że projekt tzw. ustawy Hoca, od której ma zależeć udzielenie pracodawcom prerogatyw do kontroli statusu zaszczepienia bądź ewentualnego zakażenia wśród pracowników, będzie w dalszym ciągu procedowany. Nie uszczegółowił, czy na najbliższym posiedzeniu Sejmu, choć jeszcze tydzień temu tak miało być. Ale nie byłby to pierwszy raz, gdyby zapowiedzi nie znalazły pokrycia w rzeczywistości, bo zapisy ustawy, jak pamiętamy, są kością niezgody wśród posłów Zjednoczonej Prawicy i mogą się przyczynić do widowiskowego rozłamu.
Minister zdrowia Adam Niedzielski zaczął na swoich konferencjach prasowych mówić wprost, że tzw. lex Hoc to potrzebne narzędzie do egzekwowania od obywateli właściwych zachowań prozdrowotnych w dobie szalejącego omikrona, ale tymi stwierdzeniami też nic nie wskórał. Uczestnicy dzisiejszego spotkania z premierem Morawieckim oraz prezesem Kaczyńskim po wyjściu z KPRM nie byli jednak do końca przekonani, czy rząd w ogóle chce jeszcze nad rozwiązaniami pracować. Przedstawiono im bowiem bardzo ogólne założenia nowego projektu, który miałby jutro zostać ogłoszony na Wiejskiej. Zgodnie z nim testowanie na obecność koronawirusa ma być powszechne i darmowe, a pracownikowi ma grozić odpowiedzialność cywilna, jeśli odmówi wykonania takiego badania i nie będzie przestrzegał reżimu sanitarnego.
Z relacji posłów opozycji wynika, że rząd planuje wprowadzić następujące rozwiązanie: pracodawca będzie miał prawo poprosić pracownika, by ten wykonał test antygenowy lub PCR; jeśli odmówi – będzie można go pozwać, a jeśli kogoś zakazi, to wtedy może zostać pozwany w trybie nieprocesowym. Niewykluczone, że takie propozycje okażą się w praktyce łagodniejsze od tych, jakie zawarto we wspomnianym projekcie ustawy Hoca (już też zresztą kilkakrotnie łagodzonym).
Czytaj też: Prosimy się o kłopoty. Wariant omikron to już ostatnie ostrzeżenie
Na fali bez sternika
Oczywiście ze strzępek informacji, które po południu we wtorek przedostały się do mediów, kto co mówił na spotkaniu z premierem i co rząd chciałby wprowadzić, nie można nadal niczego wywnioskować. Mateusz Morawiecki ani Jarosław Kaczyński nie przedstawili żadnych projektów, nic, co mogłoby być podstawą do konstruktywnej rozmowy i uzgodnień, czy opozycja skłonna jest do udzielenia poparcia.
Być może rzeczywiście okaże się to podczas środowo-czwartkowego posiedzenia Sejmu, a więc – tradycyjnie – na ostatnią chwilę. A jeśli się nie okaże, to mamy koncertowy pokaz indolencji władzy i obranej przez nią metody zagadywania pandemii, które niczego nie daje. Rząd jest od tego, by rządzić i zwalczać stan epidemii, a nie od jałowych rozmów, stwarzających pozory nawiązywania współpracy z opozycją.
Na spójną strategię, która mogłaby osłabić uderzenie koronawirusa przy obecnej fali, jest i tak za późno, o czym piszemy w najnowszym wydaniu „Polityki”. Polska staje na drodze omikrona na razie bezbronna. Bez obowiązkowych certyfikatów covidowych, masowych testów (które dopiero od tego tygodnia zaczynają być wprowadzane) i z jednym z najniższych w Europie poziomów wyszczepienia społeczeństwa (57 proc. obywateli po dwóch dawkach; 23 proc. po trzech). Na dodatek z rządem bez eksperckiego zaplecza. Brzmi to bardzo źle i nie spodziewam się, by podczas jutrzejszych obrad Sejmu mogło się szybko coś zmienić.
Czytaj też: Europa widzi światło w tunelu. Tam, gdzie władza zdała egzamin