Kraj

Tak się PiS zbroi na piątą falę? „Ustawa antycovidowa” to wydmuszka

Politycy PiS w Sejmie. W centrum Jarosław Kaczyński. 26 stycznia 2022 r. Politycy PiS w Sejmie. W centrum Jarosław Kaczyński. 26 stycznia 2022 r. Mateusz Włodarczyk / Forum
W sejmowej komisji zdrowia ruszają prace nad nowym projektem ustawy, która ma być orężem PiS w walce z pandemią. Wygląda, jakby napisał ją ktoś na kolanie, w dodatku chybotliwym, więc rzeczywiście mógł to być Jarosław Kaczyński.

Z informacji, jakie zaczęły krążyć w piątek, gdy projektowi ustawy nadano tzw. sejmowy numer druku i można było poznać jego całą treść, dowiedzieliśmy się, że nawet posłowie Zjednoczonej Prawicy, a w szczególności Prawa i Sprawiedliwości, nie wiedzieli, kto jest jego autorem. „Nikt z klubem niczego nie konsultował, a ci, którzy złożyli swoje podpisy pod projektem promowanym przez Jarosława Kaczyńskiego, zrobili to in blanco, ufając autorytetowi prezesa, nie wiedząc zupełnie, pod czym się podpisują” – mówił portalowi Onet jeden z wpływowych posłów PiS.

Na nic „ustawa posła Hoca”, która po kilku tygodniach zakończyła swój żywot w koszu, zanim poddano ją pod decydujące głosowanie, więc teraz jest „lex Kaczyński”, gdyż już na wtorkowym spotkaniu z opozycją prezes rzucał pomysłami, jakie ostatecznie znalazły się w tym projekcie. A ponieważ dobrze oddają intencje kogoś, kto lubi jątrzyć i skłócać ludzi, tropy w poszukiwaniu autora wiodą w jedną stronę.

Rozdarty minister nie chce się narazić

Tylko co teraz zrobi z tym pasztetem komisja zdrowia i jak przełknie go minister Adam Niedzielski, który jeszcze niecałe dwa tygodnie temu chwalił się w mediach, że telefonicznie uzyskał zgodę na Nowogrodzkiej na weryfikację certyfikatów covidowych? W nowym projekcie mowy o nich nie ma. Czy zatem pan minister już poczuł się jak członkowie niedawnej Rady Medycznej i weźmie przykład z ich honorowego zachowania?

Na to też nie można liczyć, bo okazji do złożenia dymisji miał Adam Niedzielski w ostatnich tygodniach już kilka, gdy jaskrawo dawano mu odczuć, że nie on ani jego resort decydują, jak mierzyć się z pandemią i promować szczepienia – a jednak z tego honorowego wyjścia nie skorzystał.

No cóż, może nie szykuje się w najbliższej przyszłości żaden wakat w prestiżowej placówce (funkcję dyrektora Instytutu Kardiologii objął właśnie poprzednik Niedzielskiego prof. Łukasz Szumowski), do rządowej Agencji Badań Medycznych sposobiony jest były już wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski, a Agencja Rozwoju Szpitalnictwa dopiero w planach. Pewnie więc na dymisję obecnego szefa resortu zdrowia musimy jeszcze zaczekać.

Wojewoda wskaże winnego zakażenia

Ale koronawirus i pandemia ani myślą hamować i zgodnie z prognozami ekspertów uderzenie omikrona w Polskę – zupełnie do tego nieprzygotowaną – trwa w najlepsze. A posłowie będą dzisiaj radzić, co począć z projektem dumnie nazywanym skrótowo „ustawą antycovidową”.

Na taki tytuł projektu zasługiwałby dokument sprzed roku, może pół, gdy należało przygotować kraj i społeczeństwo do nadejścia kolejnej, być może najwyższej z dotychczasowych fal pandemii. Ale przez ostatnie miesiące rządzący – czyli gabinet premiera Mateusza Morawieckiego i jego zaplecze polityczne w parlamencie – robili wszystko, by takiego dokumentu nie przyjąć, wobec czego wprowadzone w grudniu obostrzenia większość obywateli do dziś lekceważy, a pracodawcy (szeroko rozumiani, bo chodzi tu również o właścicieli placówek handlowych, kulturalnych i usługowych) nie mają instrumentów, by ograniczać rozprzestrzenianie wirusa.

W nowej ustawie – tym razem słusznie ochrzczonej mianem „lex konfident” – jest za to mowa o donoszeniu na kolegów z pracy, których można posądzić o zakażenie koronawirusem (tylko jak to udowodnić?). W artykule czwartym projektu czytamy: „Pracownik, u którego zostało potwierdzone zakażenie SARS-CoV-2 i który ma uzasadnione podejrzenie, że do zakażenia doszło w zakładzie pracy lub innym miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy, może złożyć pracodawcy w terminie 2 miesięcy od dnia zakończenia izolacji albo hospitalizacji z powodu covid-19 wniosek o wszczęcie postępowania w przedmiocie świadczenia odszkodowawczego z tytułu zakażenia przysługującego od pracownika, który nie poddał się testowi diagnostycznemu w kierunku SARS-CoV-2”.

Dr Grzesiowski: Jak przejść przez piątą falę pandemii

A zatem odszkodowanie będzie musiał wypłacić pracownik, który nie poddał się testowi i którego podejrzewa się o zakażenie innego pracownika, a dochodzenie w tej sprawie będzie przeprowadzał wojewoda (czy oddelegowany przez niego pracownik sanepidu?). Niemniej autorzy tego rozwiązania widzą to tak: na wniosek jakiegoś zirytowanego obywatela to wojewoda wszczyna postępowanie administracyjne i on ma wyznaczyć winnego, który powinien zapłacić odszkodowanie. Całkiem wysokie: 15 tys. zł (od tej decyzji można będzie odwołać się do sądu).

Ale w takim razie czy klientka salonu fryzjerskiego, której nakazano zdjąć maskę w trakcie robienia koafiury, zaś po trzech dniach test wykazał u niej infekcję, będzie też miała prawo żądać odszkodowania? Podobnie jak pasażerowie pociągu, w którym konduktorzy przymykali oko na brak założonych maseczek przez podróżnych? Takich przykładów wziętych z życia można podać wiele, udowodniając, jak niespójne i wyrywkowe są pomysły autorów przedstawionego projektu. I jak trudna czy wręcz niemożliwa będzie egzekucja planowanych rozwiązań.

Czytaj też: Omikron kontra testy. Zgłosiło się niewiele ponad 60 aptek

„Lex konfident”. Czyli co robić, by nie robić nic

Dlatego długa jest lista oficjalnych krytyków nowej ustawy i nie mniej liczna grupa tych, którzy odnoszą się do niej sceptycznie nieoficjalnie.

Cała opozycja na czele z Koalicją Obywatelską i Lewicą, a także – tu zero zaskoczenia – skrajna prawica, ale również pracodawcy, Konfederacja Lewiatan, Forum Związków Zawodowych, przed rozpoczęciem prac w komisji zdrowia solidarnie nie zostawiają na projekcie suchej nitki. Z obawami o dalsze losy tego dokumentu odnoszą się też – najczęściej już anonimowo – co bardziej rozumni posłowie Prawa i Sprawiedliwości, a nawet urzędnicy Ministerstwa Zdrowia, wypowiadający się, jak wspomniałem, dla portalu Onet. „Ponownie polityczna kalkulacja wynikająca z niestabilnej sytuacji w koalicji wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem i nad koniecznością walki z pandemią” – oświadczył jeden z nich.

Projekt zakłada testowanie pracowników (sprawiedliwie wszystkich: osoby zaszczepione, niezaszczepione oraz ozdrowieńców) raz w tygodniu. Owszem, testy to rzecz ważna w tej pandemii, bo pozwalają oszacować jej skalę. Ale inne kraje słusznie walczą z koronawirusem poprzez szczepienia i weryfikację certyfikatów przyjęcia kolejnych dawek szczepionek, a nie samymi testami, które rychło w czas (dwa lata od początku pandemii!) rząd zamierza promować i fundować Polakom.

Czytaj też: Czarnek wysyła szkoły na zdalne. Później się nie dało

Może PiS zdąży na koniec piątej fali

O innych szczegółach zawartych w tym projekcie nie ma na razie co pisać (np. o podwyższeniu kary za brak maseczki do 6 tys. zł), bo wiele zapisów może się zmienić już pod wpływem dyskusji na posiedzeniu komisji zdrowia. Nie mówiąc o tym, że przed projektem jeszcze długa legislacyjna droga – ciekawe, jak potraktuje go Senat?

Nie jest nawet pewne, czy PiS będzie chciał we własnych szeregach uporządkować niejednolite nastawienie do ustawy, skoro podpis pod nią złożył Jarosław Kaczyński, a niewykluczone, że on właśnie podsunął parę pomysłów.

Tak czy inaczej, definitywne zakończenie prac nad starą ustawą przygotowaną przez posła Hoca (lekarza), który nie przebił się przez antyszczepionkowy jazgot niektórych swoich klubowych koleżanek i kolegów, oraz zastąpienie jej amatorskim projektem, który miałby ograniczać rozmiary pandemii – wygląda dość komicznie. Ale to raczej tragifarsa, jak rządzący zbroją się na koronawirusa i być może będą gotowi, z tym lub innym ministrem zdrowia, na koniec piątej fali.

Czytaj też: Jak przekonywać Polaków, żeby się zaszczepili

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną