Za przyjęciem ustawy głosowało zaledwie 151 z 228 posłów PiS i niezależny Łukasz Mejza. Przeciwko było 24 polityków klubu, w tym Anna Maria Siarkowska oraz Jacek Ozdoba, Stanisław Kaleta czy Janusz Kowalski z Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Wstrzymało się kolejnych 37 posłów (m.in. ziobryści Jan Kanthak, Michał Wójcik czy Michał Woś, ale też np. Kacper Płażyński i Mirosława Stachowiak-Różecka z PiS). Nie głosowało 16, wśród nich sam Ziobro. Przeciw ustawie zjednoczyła się cała opozycja: KO, Lewica, PSL, Konfederacja i mniejsze ugrupowania, a także wspierający zwykle PiS Paweł Kukiz. Łącznie 253 posłów, o ponad 20 więcej niż wymagana większość.
– Kaczyński nigdy w historii nie poniósł takiej klęski w swoim klubie – tłumaczył na gorąco szef klubu KO Borys Budka. Rzeczniczka PiS Aneta Czerwińska próbowała zwalać winę na opozycję, która „nie chce pracować nad rozwiązaniami”. Podkreślała, że w klubie PiS nie było dyscypliny.
Najpierw ustawa przegrała jednak w sejmowej komisji zdrowia. Po falstarcie w poniedziałek było to już drugie jej podejście do tego projektu. Na posiedzeniu pojawił się przedstawiciel resortu zdrowia wiceminister Piotr Bromber, jednak nie zniwelował wrażenia, jakie można było odnieść po wcześniejszej nieobecności kogokolwiek z resortu, że sam minister ani jego zastępcy nie popierają projektu, który miałby się stać głównym narzędziem do walki z falą zakażeń wywołanych przez SARS-CoV-2.
Ustawy nie popierają nawet posłowie PiS?
– Wspieramy każdą inicjatywę, która wspiera ochronę życia i zdrowia oraz pomaga walczyć z pandemią – odpowiedział dyplomatycznie minister Bromber dziennikarzom tuż przed rozpoczęciem obrad (co powtórzył potem w ich trakcie), ale zupełnie nie chciał wdawać się w szczegóły. A to zdradza, że ten akurat projekt do takich, które mogłyby pomóc w ograniczeniu rozmiarów piątej fali pandemii, bynajmniej nie należy.
Nie bardziej rozmowny, choć już konkretniejszy, był wiceprzewodniczący komisji zdrowia dr Bolesław Piecha z PiS, ponieważ stwierdził przed kamerami, że projekt wymaga gruntownych poprawek. Dlaczego zatem podpisał się pod tym bublem – obok Jarosława Kaczyńskiego i 38 innych posłów Zjednoczonej Prawicy? Tego już nie wyjaśnił.
Przebieg burzliwej dyskusji w komisji pokazał, że posłowie PiS otrzymali jasną wskazówkę od swoich władz, a może i samego prezesa, by projektu nie odrzucić i za wszelką cenę go procedować. Nie zdziwię się, kiedy za kilka miesięcy, a może lat, wszyscy, którzy się pod tym drukiem podpisali, przyznają, że zrobili to pod przymusem. Po ogłoszeniu wyników głosowania w komisji (22 za odrzuceniem projektu, 17 przeciw, nikt się nie wstrzymał) wyraźnie widać było zaskoczenie wśród prominentnych posłów PiS. Ale przynajmniej kilku odetchnęło pewnie z ulgą.
Jak bronić projektu, który jest nie do obrony?
Posłowie otrzymali 120 sekund na wypowiedzi oceniające ustawę lub zadawanie pytań. Marek Rutka z Lewicy przyniósł więc na posiedzenie niszczarkę, w której demonstracyjnie zdematerializował druk nr 1981, by zmieścić się w czasie. Ale bardziej wymowny był apel Rajmunda Millera z Koalicji Obywatelskiej do innych posłów lekarzy, by nie podnosili ręki za rozwiązaniami, które są sprzeczne z wiedzą naukową.
Rzeczywiście, w komisji zdrowia pracuje wielu medyków – jak oni mają z czystym sumieniem głosować za pomysłem, w myśl którego można znaleźć winnego zakażenia drogą kropelkową? Takie poszukiwania da się prowadzić dla potrzeb badań naukowych, a nie na masową skalę. Czy w ogóle lekarz może wspierać regulacje sprzeczne z zasadami życia społecznego, epidemiologii, a w warstwie emocjonalnej – budowania międzyludzkich relacji opartych na zaufaniu?
Poseł Czesław Hoc był jednym z nielicznych (obok oczywiście posła sprawozdawcy), który poważył się bronić projektu, ale nie odnosił się do szczegółowych zapisów, tylko – słusznie zresztą – wypominał Konfederacji, że kontestując całą pandemię, nie przestrzega nawet minimalnych rygorów (wszyscy obecni posłowie Konfederacji byli oczywiście bez maseczek, a przewodniczący Tomasz Latos kolejny już raz nie był w stanie ich wyegzekwować). Choć wypadałoby, aby ktokolwiek spośród broniących projektu odniósł się do przedstawionych w nim pomysłów, nie doczekaliśmy się tego.
Bo trudno za takie uznać wystąpienie Bolesława Piechy, który starał się zaprzeczać, że na podstawie zapisów projektu nikt nie będzie mógł na nikogo donosić – bo jeśli wszyscy w zakładzie pracy zostali przetestowani z wynikiem negatywnym, to wniosek o odszkodowanie tak czy siak będzie bezzasadny. W końcu i Piecha musiał przyznać, że projekt jest niedoskonały i spóźniony.
Wprowadzenie obowiązku darmowego testowania należało rzeczywiście wprowadzić już dawno. I na pewno lepiej to przygotować, bo szumna zapowiedź ministra zdrowia o włączeniu aptek do tego zadania poległa w konfrontacji z rzeczywistością – udział w programie testuje obecnie koło stu placówek w całym kraju.
Widowiskowe zwycięstwo opozycji
Nadal nie wiadomo, kto jest autorem odrzuconego przez komisję zdrowia projektu. Poseł Andrzej Sośnierz zaproponował, by wykorzystać talent anonima do pisania thrillerów. Gdyby prawdą jednak było to, że pomysły spisane w tej ustawie pochodzą od prezesa Kaczyńskiego – a wszystko na to wskazuje, gdyż rzucał nimi już w ubiegłym tygodniu podczas spotkania z opozycją w KPRM – to wyjątkowo niezręcznie musi być parlamentarzystom PiS je krytykować.
Podczas obrad plenarnych jeszcze raz spróbowano o nią zawalczyć, choć sprawozdawca Paweł Rychlik poinformował o tym izbę przy pustych ławach PiS. A zatem, jak słusznie przyznała Katarzyna Lubnauer (KO), nieszczęsny bubel prawny stał się absolutną sierotą. Jednak w czasie, kiedy opozycja jeszcze raz przedstawiała podczas tzw. drugiego czytania argumenty przeciwko projektowi, Zjednoczona Prawica zwierała w kuluarach szyki przed ostatecznym głosowaniem. Wynik pokazał, że nieskutecznie.