Wedle encyklopedii „pląsawica, zwana chorobą św. Wita, była w mrocznej epoce średniowiecza swoistym piętnem, nasuwającym przypuszczenie o związkach chorego z siłą nieczystą”. Przypomniana mroczna epoka należy do odległej przeszłości – my żyjemy w świetlanej nowoczesności, np. pod rządami Zjednoczonej Prawicy w Polsce. A skoro tak, to posądzanie pląsających parlamentarzystów o związki z siłami nieczystymi byłoby dużym nietaktem, tym bardziej że mają oni koneksje z zupełnie innymi mocami.
Polska zawierzona Matce Boskiej
Pani Witek, marszałkini Sejmu, maszerowała 2 lutego na czele dorocznej parlamentarnej pielgrzymki na Jasną Górę i dokonała zawierzenia jej uczestników Matce Boskiej w słowach: „Królowo Polski, wyproś nam, posłom i senatorom, mądrość i odpowiedzialność w podejmowanych decyzjach. Czyń wrażliwymi nasze sumienia, byśmy zawsze mieli na względzie dobro wspólne, czyli dobro ogółu i każdego bez wyjątku człowieka, by wszystko, co robimy, stanowiło przejaw poszanowania godności osoby ludzkiej”.
Jako agnostyk nie mam zamiaru natrząsać się z religijnych poczynań p. Witek, chociaż uważam je za przejaw niezrozumienia miejsca religii w polityce, podobnie jak wypowiedź abp. Depy: „Nie wiadomo bowiem, dlaczego polityk katolik miałby zawieszać swoją wiarę w działalności politycznej, a polityk ateista może na swoim ateizmie się opierać. Wszak ateizm czy też obojętność religijna wcale nie są bardziej demokratyczne niż wiara chrześcijańska”. Rzeczony hierarcha zdaje się nie pojmować, że publiczne demonstrowanie światopoglądu dla uzasadnienia słuszności działalności politycznej ma tyle wspólnego z demokracją, ile wyznaczenie Ujgurki do zapalenia