Kamil Zaradkiewicz pytanie do TSUE zadał, jak można przypuszczać, w ramach retorsji za kwestionowanie bezstronności i prawomocności powołania neosędziów z udziałem stworzonej przez PiS neo-KRS. Zadał je na tle sprawy o umowę kredytową z bankiem, którą ma osądzić.
Czytaj też: Teatr absurdu w Trybunale Julii Przyłębskiej
Po wyroku TSUE Zaradkiewicz może się cieszyć
W sądzie apelacyjnym tę sprawę badał sąd w składzie z jednym sędzią powołanym w czasach PRL i dwójką mianowaną z udziałem poprzedniej, „starej” Krajowej Rady Sądownictwa, której procedurę powoływania za niekonstytucyjną uznał w 2017 r. Trybunał Julii Przyłębskiej. Neosędzia Zaradkiewicz pytał Trybunał Sprawiedliwości UE, czy sędzia powołany w czasach niedemokratycznego reżimu daje gwarancje bezstronności i niezależności i czy takie gwarancje dają sędziowie powołani z naruszeniem konstytucji.
W sprawie powołania sędziego za czasów PRL TSUE stwierdził, że skoro orzekał on w III RP, a także po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej i przyjęciu jej wartości, i nie było wątpliwości co do jego bezstronności, to sam fakt powołania przed przełomem nie wystarczy, by podważyć jego bezstronność.
Ponadto TSUE zauważył, że Trybunał Przyłębskiej nie wypowiedział się w sprawie wpływu trybu powoływania sędziów do KRS na jej bezstronność. I że sam niekonstytucyjny charakter nie wystarczy do podważenia tej niezależności i bezstronności, a co za tym idzie – jej sędziów także.