Śpieszmy się kochać pomysły premiera Morawieckiego – tak szybko odchodzą. Właśnie na naszych oczach po krótkiej, ale bolesnej chorobie zmarł Polski Ład. Program, który miał przynieść Polsce siłę, a Polakom dostatek. To już kolejny pogrzeb dokonywany wstydliwie, po cichu i bez nekrologu. Wkroczyliśmy w rok, w którym po polskich drogach miały już śmigać setki tysięcy narodowych samochodów elektrycznych, flotylla narodowych promów miała przywozić do Polski tłumy spragnionych Skandynawów, a po narodowych torach mieliśmy przemieszczać się równie narodową Luxtorpedą. Tymczasem nie ma nawet planów fabryki elektryków, legendarną stępkę dopiero co zezłomowano, a pociągi jeżdżą wolniej niż kiedyś – chyba że w ogóle nie jeżdżą, bo właśnie padł elektroniczny system kierowania ruchem. Cichutko pogrzebano także pomysł utworzenia z Polski potęgi w produkcji dronów – ktoś doszedł do słusznego wniosku, że można przecież kupić drony w Turcji. Tak samo skończy się tromtadracja w sprawie gigalotniska w Baranowie (którego plany w międzyczasie skurczyły się z giga do mega, a jak tak dalej pójdzie, to zostanie z niego tylko kilo), w kolejce czeka także przecudnej urody projekt Polskiego Holdingu Spożywczego (rekomendująca go para Sasin-Kowalczyk to gwarancja pięknej katastrofy). Każdy z tych niewydarzonych pomysłów ciągnie za sobą dziesiątki i setki milionów zmarnowanych pieniędzy podatników, a dodatkowo – jak w przypadku Polskiego (nie)Ładu – frustrację i dyskomfort dotkniętych nim obywateli. Wszystko to sprawia, że słynne słowa J.F.K.: „Nie pytaj, co Ameryka może dla ciebie zrobić. Pytaj, co Ty możesz zrobić dla Ameryki”, u nas brzmią nieco inaczej – „Nie pytaj, co pan premier dla Ciebie zrobi. Pytaj, jak temu zapobiec”.
Piszę o tym wszystkim nie dlatego, aby przypomnieć dość znane przecież fakty, ale po to, aby pokazać, co je łączy – a łączy je niekompetencja rządzących.