Szykuje się iście ekspresowa dostawa sprzętu, na który w normalnych warunkach trzeba by czekać latami. Od września, a najdalej do pierwszych tygodni 2023 r. wojsko ma dostawać wyrzutnie systemu przeciwlotniczego krótkiego zasięgu, znanego pod kryptonimem „Narew” (w jego niepełnej, zalążkowej wersji). Pociski rakietowe CAMM i wyrzutnie iLauncher dostarczy wybrany jako dostawca rakiet dla całej „Narwi” brytyjski oddział europejskiej firmy MBDA. Resztą, czyli podwoziami, pojazdami towarzyszącymi, systemem dowodzenia, łącznością i spięciem wszystkiego ze wszystkim, zajmie się Polska Grupa Zbrojeniowa.
Efektem tych prac ma być sześć wyrzutni, podzielonych po równo na dwie jednostki ogniowe, zdolnych do odpalenia w sumie 48 rakiet przechwytujących cele powietrzne. Nie wiadomo, ile tych rakiet będzie w zapasie, na początek zapewne niewiele, bo docelowo pociski te mają być produkowane w Polsce na licencji, a tak szybko nie da się tego zrobić.
Czytaj też: Dlaczego „Narew” jest kluczowa
Efekt napaści na Ukrainę
Ten zakup jest częściowo „z półki” od brytyjskiego producenta, a częściowo prowizorką – składakiem z tego, co dziś jest dostępne w krajowym przemyśle i w wojsku. Na przykład mobilne stacje radiolokacyjne Soła na pojazdach terenowych są tymczasowe. Docelowe, zaprojektowane z myślą o „Narwi” wysokie radary masztowe „Sajna” na wielkim czteroosiowym podwoziu Jelcza, wciąż nie są gotowe. Przejściowy ma być polski system dowodzenia. Docelowo „Narew” będzie zintegrowana