Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Bodnar dla „Polityki”: Jak obronić dziennikarzy w sądzie

Prof. Adam Bodnar Prof. Adam Bodnar Andrzej Hulimka / Forum
Przewaga finansowa rządów państw, spółek państwowych i korporacji nad dziennikarzami, aktywistami, obrońcami praw człowieka może być gigantyczna.

Bart Staszewski, znany aktywista na rzecz praw osób LGBT, wygrał w czwartek 4 maja proces wytoczony przez gminę Niebylec. Został pozwany za to, że wywiesił symboliczną tabliczkę przy wjeździe do miasteczka: „Strefa wolna od LGBT”. Jego projekt artystyczny był formą sprzeciwu wobec przyjęcia uchwały przeciwko ideologii LGBT. Cały proces był typowym przykładem sprawy SLAPP (strategic lawsuit against public participation). Tydzień temu Komisja Europejska ogłosiła, że zamierza wprowadzić regulacje i ograniczyć możliwość szykanowania aktywnych obywateli za pomocą pozwów cywilnych.

Czytaj też: „Szokujący wyrok”. Dziennikarski świat w obronie Ewy Siedleckiej

Zaczęło się na Malcie

Projekt dyrektywy dotyczącej ochrony przed pozwami SLAPP to ważny przełom w rozwoju prawa Unii Europejskiej. W Polsce coraz więcej dziennikarzy i działaczy praw człowieka doświadcza tego typu pozwów. W roli powodów występują spółki skarbu państwa, Telewizja Polska, partia rządząca, czasami także osoby prywatne wspierane ze środków publicznych. Ofiarą SLAPP był i jest nie tylko Bart Staszewski, ale także prof. Wojciech Sadurski, Marta Lempart, znani historycy. Są w tym gronie dziennikarze piszący o interesach Daniela Obajtka. Na bieżąco wszystkie te sprawy monitoruje OKO.press w ramach programu „Na celowniku”.

Jednak to nie polskie sprawy doprowadziły do podjęcia prac przez Komisję Europejską – głównym powodem była historia Daphne Caruany Galizii, maltańskiej dziennikarki i blogerki. Przez wiele lat tropiła polityków i ich praktyki korupcyjne, wielokrotnie jej grożono, zatrzymywano ją i podejmowano wobec niej działania prawne. 16 października 2017 r. zginęła pod własnym domem w zamachu bombowym, stała się symbolem niezależnego dziennikarstwa. Zanim to się stało, była celem regularnych pozwów o zniesławienie, w dniu śmierci toczyło się wobec niej kilkadziesiąt spraw. Działania jej przeciwników obejmowały także niezależne media, które decydowały się na publikację jej materiałów.

Czytaj też: Zamach na życie maltańskiej dziennikarki

Nie wylać dziecka z kąpielą

Zamordowanie Galizii wzbudziło powszechne oburzenie i protesty, doprowadziło też do przeprowadzenia kompleksowego śledztwa, które zakończyło się skazaniem sprawców. Jednakże projekt dyrektywy w sprawie SLAPP jest wyrazem rzeczywistego wyciągnięcia wniosków z jednego z aspektów jej bohaterskiego dzieła. Współcześnie przewaga finansowa rządów państw, spółek państwowych, korporacji nad dziennikarzami, aktywistami, obrońcami praw człowieka może być gigantyczna.

Dlatego w obliczu sporu zagrażającego interesom finansowym czy politycznym mogą sobie one pozwolić na sięganie po różne środki prawne, byleby uciszyć krytyków. W efekcie dziennikarze i działacze zamiast zajmować się pracą śledczą czy aktywizmem, siedzą w sądach, bo muszą się bronić przed kolejnymi pozwami. Ryzykują majątki, gorączkowo szukają wsparcia prawnego. Konieczne jest zatem przywrócenie równowagi – wzmocnienie tych, którzy stają się ofiarami tego typu pozwów.

W praktyce takie wzmocnienie nie jest łatwe. Proces cywilny opiera się na zasadzie równości stron. Każdy może być powodem, każdy może być pozwany. Nie można z góry wyeliminować niektórych rodzajów pozwów czy wziąć w automatyczną obronę przedstawicieli określonych grup zawodowych. Przecież dziennikarzom mogą zdarzać się oczywiste błędy czy nierzetelność. Mogą czasami wykorzystywać pozycję, aby realizować cele polityczne czy prowadzić osobistą krucjatę. Dlatego zadanie przed Komisją Europejską było wyjątkowo trudne – jak wyważyć wartości, z jednej strony pomóc ofiarom, a z drugiej nie wylewać dziecka z kąpielą, nie wyłączać danej grupy zawodowej z możliwości bycia pozwanym.

Czytaj też: Media na pasku PiS. Lojalne nagradza, inne chce zniszczyć

Pozwy SLAPP w Unii Europejskiej

Projekt dyrektywy zakłada objęcie ochroną dziennikarzy i obrońców praw człowieka, a także instytucji, które ich zatrudniają. Będą oni mogli powoływać się na gwarancje wynikające z dyrektywy w przypadku oczywiście bezzasadnych lub naruszających prawo (abuzywnych) postępowań o charakterze cywilnym lub gospodarczym. W praktyce będą to przede wszystkim pozwy w sprawach cywilnych. Wymagane jest jednak wykazanie, że dziennikarz lub obrońca praw człowieka był aktywny publicznie, a jego zainteresowanie dotyczyło spraw będących w interesie publicznym.

Co do zasady dyrektywa ma objąć swoim zakresem sprawy transgraniczne, czyli wykraczające ponad jeden kraj Unii, jednak są one definiowane szeroko. Jeśli zatem sprawa wewnątrzkrajowa może mieć znaczenie dla większej liczby państw członkowskich, to kryterium transgraniczności będzie wypełnione. W tym kontekście warto przywołać sprawy Barta Staszewskiego. Są typowo krajowe, ale ich znaczenie przekracza granice Polski, bo podobne ataki na działaczy LGBT+ mają miejsce w innych krajach. Tego typu sprawy wypełniają kryteria dyrektywy.

Projekt przewiduje, że pozwany mógłby domagać się ochrony ze strony państwa. Przede wszystkim sąd mógłby w sprawach typu SLAPP żądać przedstawienia przez powoda zabezpieczenia finansowego, które pokryłoby późniejsze pełne koszty postępowania sądowego oraz obrony pozwanego. W naszym systemie prawnym istnieje instytucja kosztów sądowych, które są wpłacane przed rozpoczęciem procesu. Ale jeśli te koszty zostaną znacząco podwyższone w przypadku spraw typu SLAPP, to mogłoby to odstraszać przed składaniem seryjnych pozwów.

Drugie rozwiązanie to danie sądom możliwości, aby na samym wstępie odrzucać pozwy SLAPP i uznawać je za bezzasadne. Sąd mógłby taką decyzję podjąć na samym wstępie postępowania, zanim odbędzie się rozprawa i przeprowadzone postępowanie dowodowe. Trzeci mechanizm ochrony to możliwość nakładania specjalnych kar na stronę, która wszczęła abuzywne postępowanie. Może być ona także zobowiązana do pokrycia pełnych kosztów postępowania, łącznie z zatrudnieniem przez pozwanego najlepszych prawników.

Prof. Wojciech Sadurski o tym, jak władza nagina prawo

Wolne media, wolne sądy

Projekt dyrektywy będzie teraz komentowany przez środowiska polityczne, biznesowe, dziennikarskie i naukowe. Zobaczymy, jakie środki ochrony ostatecznie zostaną w jej tekście. Państwa członkowskie będą musiały ją wdrożyć do prawa krajowego w ciągu dwóch lat od przyjęcia. W Polsce oznaczać to będzie przede wszystkim reformę kodeksu postępowania cywilnego i wprowadzenie nowych instrumentów prawnych ochrony strony słabszej w procesie cywilnym. Być może pod koniec 2024 r. polscy dziennikarze i obrońcy praw człowieka będą mogli czuć się bezpieczniej.

Jednak niezależnie od treści dyrektywy jeden warunek musi być spełniony: aby mogła zadziałać, sądy muszą być niezależne. Jeśli staną się podporządkowane politykom, to najlepsze gwarancje unijne nie pomogą. Tego typu instrumenty prawne mogą działać tylko w warunkach trójpodziału władzy. Tymczasem o kondycji naszej demokracji świadczy to, że po raz kolejny spadliśmy w rankingu wolności prasy opracowanym przez Dziennikarzy bez Granic. Obecnie to 66. pozycja, a jeszcze siedem lat temu byliśmy w pierwszej dwudziestce na świecie. To pokazuje, z jak wielkim ryzykiem i zagrożeniem wiąże się obecnie praca dziennikarza i dlaczego tak ważne jest ciągłe przypominanie o znaczeniu wolności słowa dla demokracji.

Czytaj też: Debata o wolności mediów. Co może zrobić Bruksela

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną